piątek, 22 grudnia 2017

Autostopem przez Bałkany część 3



Dzień 4: Z szalonymi Chorwatami w drodze do Makarskiej

    Kończąc poprzednią część relacji wspominałem, że miejsce na nocleg, które wybrałem w Splicie okazało się niezbyt trafnym wyborem. Dlaczego tak było ? Czytajcie dalej :)



    Przekonałem się o tym już z samego rana gdy ze swojego plecaka wyjąłem zakupiony chleb. Chleb zapakowany w folię wyglądał dziwnie bo zrobił się trochę czarniejszy. Początkowo myślałem, że zwyczajnie jeszcze się dobrze nie rozbudziłem tym bardziej w momencie gdy zauważyłem, że czarne punkciki na chlebie przemieszczają się. Po chwili jednak wszystko było jasne...cały chleb został zaatakowany przez mrówki. Bardzo szybko zorientowałem się, że leżałem obok sporego mrowiska co niestety skutkowało utraceniem dodatku do pysznej porannej konserwy turystycznej..:)
   Tak czy inaczej zdarzenie to tylko pospieszyło moje poranne opuszczenie miejsca noclegowego. Spakowany ruszyłem zwiedzać miasto. Po drodze wymieniłem euro na chorwackie kuny i zostawiłem plecak w przechowalni bagażu. Po mieście kręciło się już sporo turystów. Split oprócz bardzo ładnej starówki ma też przepiękną promenadę niezwykle popularną wśród turystów. Starówka Splitu zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, zwłaszcza jej wiele wąskich uliczek. Jednak nie ona była moim głównym celem :)



    Docelowo chciałem dotrzeć do chyba najsłynniejszego stadionu w Chorwacji -Stadionu Hajduka Split. Zdecydowanie była to najważniejsza piłkarska arena na mojej mapie podczas tej podróży :)
Po drodze wstąpiłem jeszcze do pubu na chorwackie piwo gdzie zamieniłem tez kilka słów z barmanem. Okazało się, że za kilka dni klub ze Splitu będzie obchodził 100 lecie istnienia i z tej okazji organizują mecz towarzyski z FC Barceloną. Niestety nie dane mi było zostać do tego czasu w mieście :) Kilkanaście minut marszu później mogłem już podziwiać w mojej opinii jeden z najładniejszych stadionów na świecie- Stadion Gradski u Poljudu :)


   Oczywiście dopisało mi szczęście ponieważ okazało się, że kibice Hajduka szykują akurat oprawę na mecz z Barceloną w związku z tym bramy były otwarte i mogłem wejść na chwilę na trybuny stadionu :)



    Prosto ze stadionu ruszyłem w kierunku wzgórza Marjan, które porośnięte drzewami króluje nad Splitem. Słońce dawało o sobie znać, a mi skończyły się zapasy wody. Na szczęście na jednym z mniejszych szczytów udało mi się znaleźć strażaków, którzy poratowali mnie wodą :)
Spacer choć nie krótki był rekompensowany przepięknymi widokami.




    Pięknie :) W bliskiej odległości od tego miejsca położony był drugi mini szczyt na, który prowadziło 178 schodków. Stamtąd była już prosta droga do centrum Splitu. Stąd też można było podziwiać fantastyczną panoramę Splitu :)


    Na promenadzie pozwoliłem sobie na krótki odpoczynek, zjedzenie czegoś ciepłego i zakup kapelusza :) Po odebraniu bagażu uznałem, że pora ruszać dalej w trasę.
    Moim następnym celem była Makarska oddalona od Splitu o jakieś 60 kilometrów. Musiałem wrócić się do miejsca w, którym zostawił mnie kierowca tira. Zakładałem, że transport złapię bardzo szybko. No, ale rzecz jasna swoje odstać musiałem- pierwsza godzina totalnie bez efektu. Co więcej obok mnie jakiś facet sprzedawał arbuzy. Arbuzy, które z każdą kolejną minutą stania i czekania coraz bardziej mnie do siebie wołały. Wyglądały tak zachęcająco, że w końcu złamałem się i kupiłem od razu ogromną połówkę i usiadłem z nią na chodniku. Niestety dysponowałem tylko widelcem i małą łyżeczką..próbowałem więc jeść go tą małą łyżeczką, ale szło to bardzo opornie....widząc moje nieudolne próby pokonania arbuza łyżeczką sprzedawca zlitował się i podszedł do mnie z nożem i pokroił mi go na kawałki :) Po posiłku postanowiłem zmienić miejsce. Zrobiłem sobie około 10 kilometrowy dłuuugi  spacer i uznałem, że można się zatrzymać i łapać dalej. Niestety tam również po około godzinie nic..Nagle zauważyłem, że jakieś 100 metrów dalej woła mnie jakiś chłopak. Nie zastanawiając się zbyt długo pobiegłem do niego z plecakiem. Okazało się, że stało tam dwóch młodych Chorwatów. Mieli samochód. Na masce samochodu leżała pizza i stało piwo. Zaczęliśmy rozmowę i szybko powiedzieli mi, że tylko skończą jeść i jadą do Makarskiej i mogę się zabierać z nimi. Nie ukrywam, że lekko zapaliła mi się lampka w głowie, ale po chwili stwierdziłem "czemu nie".
   Chwilę później wiedziałem już czemu zapaliła mi się lampka w głowie. Kierowca gdy tylko ruszył wyjął piwo i zaczął je pić. Widząc moje spojrzenie powiedział, że on na trzeźwo prowadzić nie umie. Sama podróż była lekko stresująca. Kierowca nie schodził poniżej 100 km/h, wyprzedzał non stop, dwa razy prawie wjechaliśmy na czołówkę. Do tego śpiewali mi kibicowskie piosenki Hajduka i jak tylko przejeżdżaliśmy przez jakąś miejscowość gdzie trzeba było trochę zwolnić to obaj panowie przez okna klepali po tyłkach przechodzące dziewczyny. Koniec końców dotarliśmy w końcu do Makarskiej. Panowie mimo stresującej podróży okazali się naprawdę spoko i jeszcze zabrali mnie na piwo :)
   Gdy się już pożegnaliśmy skierowałem się szybko na plażę żeby trochę odpocząć :) Makarska to dość ciekawe miejsce. Oprócz tego, że to raj dla imprezowiczów to mamy tu zarówno plaże, morze jak i góry. Wygląda to naprawdę bardzo fajnie :)



    Odpoczynek bardzo dobrze mi zrobił. Jako, że było jeszcze w miarę wcześnie postanowiłem wykorzystać czas na zwiedzenie okolicy. Udałem się w kierunku małego wzgórza gdzie stał pomnik Neptuna. Niestety idąc tam po drodze zgubiłem gdzieś ręcznik plażowy...





    Nie wiedzieć czemu nocleg postanowiłem spędzić na plaży. Na plaży przy, której prawie całą noc trwały imprezy :) Na szczęście poza jedną pijaną Brytyjką, która próbowała mnie zagadywać miałem względny spokój i obudził mnie dopiero poranny lekki deszcz....

Dzień 5: Dubrownik, Dubrownik ach ten nieszczęsny Dubrownik....

    Około godziny 4 przeniosłem się pod dach jednego z pustych pubów. Tam próbowałem jeszcze trochę pospać. Pogoda znacznie się poprawiła więc stwierdziłem, że skoro okolica jest pusta to udam się na plażę żeby się ogarnąć. Ku mojemu zaskoczeniu plaża pusta nie była :) w wodzie 3 pary praktycznie obok siebie uprawiały poimprezowy sport :P No cóż musiałem zmienić miejsce :)
    Po ogarnięciu pełen pozytywnego nastawienia ruszyłem w stronę drogi. Tym razem celem był Dubrownik oddalony od Makarskiej o jakieś 150-160 kilometrów. Moje pozytywne nastawienie szybko popsuła pogoda. Początkowo zaczęło lekko wiać i kropić. Nim zdążyłem zorientować się co się zbliża uderzyła we mnie potężna ulewa z wiatrem. Kapelusz, który kupiłem zaledwie dzień wcześniej przepadł tak samo jak kartka z napisem Dubrownik. Ledwo widząc cokolwiek uciekłem szybko na drugą stronę ulicy gdzie był jakiś otwarty garaż. Przemoknięty, wkurzony przeczekałem tam do końca tej ogromnej ulewy.
    Wróciłem na drogę z nadzieję, że teraz pójdzie już tylko lepiej. Po około 30-40 minutach złapałem w końcu stopa. Przejechaliśmy około 40 kilometrów. Wysiadłem z samochodu w wydawać by się mogło idealnym miejscu do łapania. Duży ruch, spora zatoczka ze starym przystankiem. Pogoda znacznie się poprawiła. Więc musi być dobrze :)
   Niestety okazało się, że to miejsce było największym koszmarem mojej wyprawy. Stałem tam blisko 4 godziny i nikt, totalnie nikt się nie zatrzymał. Przeżyłem tam największe załamanie i zwątpienie podczas tego wyjazdu. Co gorsza widziałem parę rodzin z Polski, które standardowo wytykały mnie palcami....W końcu po tych bitych 4 godzinach zatrzymał się koleś jadący do miejscowości Klek. Nawet nie zastanawiałem się ani sekundy. Szybko wskoczyłem do samochodu żeby jak najszybciej opuścić te przeklęte miejsce :) Podróż minęła nam na ciekawych rozmowach o historii Chorwacji. Wysiadłem około kilometra od Klek na przystanku autobusowym. Czy miałem tam więcej szczęścia? Jasne, że nie. Kolejna godzina i nic. Totalna załamka. W końcu ruszyłem pieszo w kierunku Dubrownika (blisko 70 kilometrów) z nadzieją, że po drodze coś zatrzymam. Zrobiłem sobie jeden przystanek w mieszkaniu starszej kobiety, która poczęstowała mnie wodą :)
    Dotarłem w końcu do Klek. Tam na przystanku podjąłem kolejną próbę łapania stopa. I dalej nic....W głowie zacząłem oswajać się z myślą, że gdzieś w okolicy będę musiał spać bo ten tragiczny dzień inaczej się już nie skończy. Na horyzoncie pojawił się jednak autobus na, którym dostrzegłem napis "Split-Dubrownik" i po chwili zawahania zatrzymałem go. Co prawda miałem nie korzystać z transportu publicznego, ale po tym dniu stwierdziłem, że lepszej opcji nie będzie.
Z autobusu wyskoczył wąsaty pomocnik kierowcy i na moje pytanie ile kosztuje kurs odpowiedział "50 kun" co mnie zamurowało i przez chwilę miałem ochotę mu powiedzieć żeby się wypchał, ale jednak rozum wziął górę i po uiszczeniu opłaty wsiadłem do środka.
    Około 10 minut później dojechaliśmy do granicy z Bośnią i Hercegowiną. Szybka kontrola paszportowa i pierwszy raz w życiu byłem w tym kraju. Chwilę później mieliśmy przerwę obiadową. Wykorzystałem moment na zrobienie kilku zdjęć



    Do Dubrownika dotarliśmy po godzinie 21. Na dworcu autobusowym prawdziwe oblężenie osób proponujących nocleg. Ja jednak twardo wszystkim odmawiałem. Po paru minutach udało mi się wyrwać z tego chaosu. Odwiedziłem sklep żeby kupić jakieś jedzenie i ruszyłem pieszo w kierunku starego miasta. Nie był to oczywiście krótki spacer. Postanowiłem jednak być tam jak najszybciej żeby następnego dnia nie tracić czasu na dotarcie. Po starówce pokręciłem się do godziny 24.



    Problemem okazało się znalezienie miejsca do spania. Po mieście kręciło się sporo osób, a na dodatek ciężko było znaleźć zaciszne miejsce. Natrafiłem na remizę strażacką i postanowiłem spróbować szczęścia u nich, ale niestety odmówili mi pomocy :/
     W końcu kręcąc się po małych uliczkach pnących się do góry zauważyłem mały ogródek z dużym drzewem, które dość dobrze zasłaniało ulicę i niewiele się zastanawiając tam rozłożyłem swój apartament. Po tym bardzo złym, męczącym dniu zasnąłem bardzo szybko...

4 komentarze:

  1. Jak to sie mowi "to byly piekne dni". Tez bym chciala zjechac Chorwacje stopem - zazdroszcze super przygody (no moze poza ulewa i mrowkami w chlebie!)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anno wszystko przed Tobą :) może do pogody miałabyś większe szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Split uwielbiam - zdecydowanie ma swój klimat :). Byłam tam już kilka razy, aczkolwiek wzgórze Marjan zaliczyliśmy dopiero w tym roku. Widoki super!

    OdpowiedzUsuń
  4. Potwierdzam, zresztą Split był moim celem nr 1 w przypadku planowania trasy i Chorwacji :) Widoki ze wzgórza przednie. Sam chętnie tam wrócę :)

    OdpowiedzUsuń