poniedziałek, 6 stycznia 2014

Piękno natury na wyciągnięcie ręki w drodze na norweskie fiordy

   Podróżowanie to nie tylko odkrywanie kolejnych miast i poznawanie ich historycznych zabytków oraz kultowych miejsc. Podróżowanie to czasami również zupełnie odwrotny kierunek, ucieczka z miasta w kierunku przyrody. Człowiek jest w stanie stworzyć rzeczy zapierające dech w piersiach, które czasami można oglądać i z niedowierzaniem mówić "tak to zbudowali ludzie", ale natura wcale nie jest tutaj gorsza. Natura czasami tworzy rzeczy wręcz niewyobrażalne, które na zdjęciach wyglądają nierealistyczne i jedyne co wtedy przychodzi na myśl to to, że trzeba zobaczyć to na własne oczy. Takim miejscem są norweskie fiordy :) Gdy zobaczyłem zdjęcia z tych miejsc od razu wiedziałem, że magię tego miejsca muszę poczuć sam...Zapraszam do relacji z zeszłorocznej wyprawy marzeń na Preikestolen :)
   
    Żeby dostać się najtaniej na Preikestolen należy skorzystać z usług innej taniej linii lotniczej- Wizzair. Węgierski przewoźnik lata do miasta Stavanger skąd na fiord jest już dość blisko. Wizzar niestety nie lata tam z Warszawy, więc do wyboru mamy Katowice, Gdańsk, Szczecin. Ja zaplanowałem podróż w następujący sposób Katowice-Stavanger-Szczecin gdyż w takiej konfiguracji na interesujący mnie termin były najtańsze bilety(około 100 zł w dwie strony od osoby). Do wyprawy dołączyła moja znajoma Łucja mająca już bogate doświadczenie podróżnicze. Lecieliśmy w terminie 30.05-1.06.2013 więc tak naprawdę wydawać się mogło, że w bardzo dobrym momencie jeśli chodzi o warunki pogodowe. Niestety na fiordach z pogodą bywa bardzo różnie czego się obawialiśmy i potwierdzało się to również w przewidywanych prognozach (bardzo duże szanse na deszcz w Norwegii), ale liczyliśmy na to, że jednak tak źle nie będzie.
    30 maja przed godziną 8 spotkaliśmy się na przystanku autobusowym Polskiego Busa przy stacji Metro Wilanowska. Odjazd autobusu do Katowic mieliśmy o 8:15 i w sumie ruszyliśmy planowo z małą przygodą:)
Po drodze czekał nas jeden postój na kawę, a do samych Katowic dotarliśmy planowo. Jako, że lot mieliśmy w godzinach wieczornych postanowiliśmy zjeść coś ciepłego :) 
    Do samego lotniska w Pyrzowicach z Katowic dotrzeć można na dwa sposoby: lokalnymi autobusami za grosze z 1 przesiadką albo bezpośrednim autobusem linii lotniskowej za 24 zł. Zdecydowaliśmy się na drugie rozwiązanie żeby nie wydłużać sobie drogi i bawić się w przesiadki. Autobus jechał z centrum Katowic na lotnisko około 45 minut. W samych Katowicach było pochmurno, a w pewnym momencie nawet dość mocno padało. Na lotnisko dotarliśmy sporo czasu przed wylotem (wylot był po godzinie 19) więc zgodnie stwierdziliśmy, że ten czas można wykorzystać na kawę w przypadku Łucji i piwo w przypadku moim :)
   Przyszła w końcu pora na kontrolę przed wylotem. Odbyła się bezproblemowo i w momencie kiedy zakładałem buty zaczepiła nas młoda parka z pytaniem "czy Wy jesteście z forum fly4free?" na co odpowiedziałem twierdząco i po chwili okazało się, że rozmawiam z jedną z forumowiczek, która leciała na Preikestolen ze swoim mężem :) Gdy tak rozmawialiśmy we czwórkę pojawiły się kolejne dwie osoby: Mariusz i Paulina, którzy jak się okazało również byli z forum fly4free. Tym sposobem z podróży dwuosobowej zrobiła się sześcioosobowa grupa mająca w planach zdobycie skalnego fiordu ;)
    Sam lot odbył się bez problemów z lądowaniem na lotnisku pod Stavanger po godzinie 21.Koleżanka z forum wraz z mężem opuścili nas ponieważ mieli nocleg w Stavanger, a my natomiast we czwórkę w planach mieliśmy nocleg na lotnisku. Jednak nim to uczyniliśmy udaliśmy się nad morze :) lotnisko znajduje się nad samym morzem więc grzechem byłoby nie skorzystanie z takiej okazji. Spacer zajął nam około 10-15 minut i już byliśmy na piaszczystej plaży :)



























    Na plaży spędziliśmy trochę czasu i przed godziną 23 postanowiliśmy wrócić na lotnisko. Wiał już dość chłodny wiatr, a na horyzoncie widać było niepokojące chmury. Sama woda była jak dla mnie zimna, ale kilku młodym norwegom nie przeszkadzało to w niczym i kąpali się w wodzie w najlepsze :)
    Po dotarciu na lotnisko za miejsce do spania obraliśmy bardzo wygodne kanapy kawiarni Pulpit Rock znajdującej się na pierwszym piętrze lotniska (polecam wszystkim, którzy tam będą), które o dziwo nie były zajęte mimo, że na lotnisku spało trochę osób. Noc dzięki wygodnym kanapom była spokojna i można rzecz, że wszyscy wstali wyspani. Obudziliśmy się pełni nadziei na dobrą pogodę i udane dotarcie na fiord przed godziną 7. Gdy wszyscy już byli gotowi do drogi ruszyliśmy z lotniska na przystanek autobusowy znajdujący się kawałek drogi za lotniskiem. W planach mieliśmy łapanie stopa do Stavanger, które oddalone od lotniska było o 15 kilometrów. Gdyby nic się nie zatrzymywało można było podjechać autobusem z przystanku, ale jak wiadomo to Norwegia więc koszty małe nie były. Łapaliśmy więc ja z Łucją, a kawałek dalej Mariusz z Pauliną. Przez jakiś czas nic się nie zatrzymywało więc Mariusz i Paulina stwierdzili, że usiądą na przystanku i poczekają aż my coś złapiemy. Gdy zostaliśmy sami długo czekać nie musieliśmy :) zatrzymał się bowiem bardzo sympatyczny Norweg jadący do Stavanger. Krótka rozmowa i już wsiadaliśmy do samochodu. Nim ruszyliśmy zapytałem się go czy może zabrać jeszcze 2 osoby na co oczywiście się zgodził i tym sposobem ruszyliśmy całą czwórką do Stavanger :) Porozmawialiśmy z naszym sympatycznym kierowcą, który wiedział oczywiście dokąd zmierzamy i zaproponował nam podrzucenie do samej przystani skąd odpływał prom do miasta Tau. Jednak nim tam dotarliśmy odwiedziliśmy najpierw na chwilę dom Norwega, który zostawiał tam parę rzeczy. Potem bardzo szybko przejechaliśmy przez całe miasto aż do przystani i dosłownie w ostatniej chwili wpadliśmy na prom odpływający ze Stavanger :) mieliśmy szczęście bo następny był dopiero za 1,5 godziny. Prom był bardzo duży bo 4 kondygnacyjny, a bilety chodził i sprzedawał pracownik promu, koszt 44 korony od osoby. Promem ze Stavanger należy dopłynąć do miasta Tau po drugiej stronie zatoki, czas podróży to około 45 minut. Można zakupić łączony bilet na prom+autobus z Tau do schroniska pod Preikestolen, albo na sam prom. My zakupiliśmy tylko na prom :)
   Widoki z promu również robiące wrażenie. Na mnie ogromne wrażenie zrobił most pod, którym przepływaliśmy. Domy znajdujące się w pobliżu mostu tylko potęgowały obraz tego jak wysoko zawieszony jest ten most :)































     Zachwycaliśmy się widokami z promu, ale najwięcej radości przyniosła nam pogoda, która była po prostu świetna! Świeciło słońce, na niebie było niewiele chmur i nic nie zapowiadało, że miałoby cokolwiek padać :) Im dłużej płynęliśmy tym ładniejsze widoki mieliśmy z promu, a to był tak naprawdę tylko delikatny przedsmak tego co czekało nas po drugiej stronie zatoki :)





























    W końcu dotarliśmy do Tau. Praktycznie wszyscy turyści z promu ruszyli prosto do autobusów. My w czwórkę poszliśmy jednak pieszo najpierw do sklepu Kiwi (jedne z najtańszych w Norwegii ) skąd dalej ruszyliśmy do ronda gdzie skręcała droga w kierunku schroniska pod Preikestolen. Z tym, że żeby dojechać do samego schroniska należało z głównej drogi skręcić w boczną drogę do schroniska (około 3 kilometrów w górę). Po krótkim spacerze udało się znaleźć miejsce do łapania stopa. Ja z Łucją tam zostałem, a Mariusz z Pauliną poszli kawałek dalej. Staliśmy może hmm z 5 minut? Stopa łapała oczywiście Łucja :) zatrzymał się Bośniak kiepsko mówiący po angielsku, ale wiedział o co chodzi nas zabrał. Gdy jechaliśmy minęliśmy Mariusza i Patrycję i po chwili po nich wróciliśmy :) Tak więc znów we czwórkę jechaliśmy dalej. Kierowca był na tyle miły, że skręcił z głównej drogi do samego schroniska robiąc tym samym nam wielką przysługę. W ramach podziękowań dostał od Mariusza i Pauliny butelkę polskiej wódki co wywołało u niego uśmiech na twarzy :) No i tym sposobem byliśmy pod Preikestolen!



























   Ok pierwsze zachwyty za nami więc pora była ruszać :) Według mapy znajdującej się na terenie schroniska czekał nas 2 godzinny spacer o długości 3,8 kilometra. Zaczynaliśmy z poziomu schroniska znajdującego się 290 metrów n.p.m., a spacer kończyło się na skalnej półce na wysokości 604 metrów n.p.m. Trasa ma według mapy dwa trudniejsze podejścia, ale tak naprawdę nie były one problematyczne :)


























   Tak więc ruszyliśmy :) początkowo podejście było łatwe i szło się po przygotowanych skalnych schodkach, mijaliśmy na początku azjatycką rodzinkę z naprawdę małymi dziećmi, które bez trudu wchodziły do góry :)
      Po pewnym czasie dotarliśmy do miejsca gdzie można było zrobić pierwszy odpoczynek i nacieszyć się widokami. Widoczne stąd było doskonale schronisko w dole oraz małe jezioro nieopodal 



























    Po krótki odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. Turystów na szlaku również przybywało. Pogoda była coraz lepsza, a nas otaczała piękna zieleń z piętrzącymi się wzgórzami w tle :) Ciężko było odrywać wzrok od tych pięknych widoków.



























Szlak doprowadził nas do rozległej polany, która była terenem dość podmokłym dlatego przez jej środek prowadziła specjalnie przygotowana do tego kładka :)




























    Gdy kładka została pokonana szlak zmienił się w bardzo kamienistą ścieżkę idącą do góry. W warunkach, które mieliśmy nie była to trudna droga do pokonania. Jednak podczas padającego deszczu mogłaby ona przysporzyć trochę kłopotów. Po drodze okazało się, że odcinek szlaku jest zamknięty i trzeba iść trochę zmienioną drogą. 



























    Kamienny szlak doprowadził nas do bardzo otwartego terenu usytuowanego na wzgórzu. Tam mieliśmy krótką przerwę na odpoczynek i podziwianie widoków. Widoków, które oczywiście robiły nieopisane wrażenie. Rozległa przestrzeń pod nami pełna drzew, wzgórz, a w oddali piękne wysepki i błękitna woda :)






























    Nacieszeni kolejnymi niesamowitymi widokami ruszyliśmy dalej szlakiem :) Wiedzieliśmy, że jesteśmy już niedaleko naszego celu. Teren po, którym teraz szliśmy był już typowo skalny, miejscami porośnięty trawą, która równocześnie była bardzo podmokła i  w niektórych miejscach błotnista(buty przy takiej wyprawie są bardzo ważne) Wszędzie otaczały nas skały i kamienie, i po środku tego terenu stał drogowskaz wskazujący różne kierunki, którymi można było podążyć dalej. Nas interesował  Preikestolen :)





























    Kilkanaście kroków dalej mogliśmy pierwszy raz na własne oczy podziwiać fiord Lysrfjorden i jego skaliste granitowe zbocza po obu stronach. Sam fiord ma długość 42 kilometrów, a nazwa oznacza Jasny Fiord i wynika z koloru otaczających go skał granitowych. 



























    Droga stąd była już ostatnią prostą do najważniejszego miejsca tej wyprawy. Przed nami było tylko jeszcze podejście wyglądające na zdjęciach na dość strome, ale w rzeczywistości takie nie było :) potem tylko skręt w prawo i można będzie podziwiać przepiękny klif zwany Pulpit Rock :)




























   Po wejściu na górę mogliśmy już podziwiać fiord w całej okazałości, widoki ciężko opisać słowami. Zdjęcia też w pełni nie oddają tego jak to miejsce wygląda w rzeczywistości i jakie robi wrażenie. Jest tam po prostu niesamowicie pięknie :)









































     Ech..brak słów żeby to opisać :) w oddali po prawej stronie widać ludzi na Pulpit Rock. Więc ruszyliśmy tam :) Gdy tam dotarliśmy usiedliśmy z nogami opuszczonymi w dół fiordu, bardzo fajne uczucie, ale dla ludzi z lękiem wysokości może być ciężkie :) I  w ten sposób w milczeniu pogrążyliśmy się w myślach patrząc jednocześnie na piękno natury, które nas otaczało.





























     Przyszła w końcu pora skupienia się na miejscu najważniejszym czyli na klifie Pulpit Rock :) Tak jak już wspominałem na początku wystaje on ze skały 604 metry n.p.m.  W miarę płaska powierzchnia klifu ma 25 na 25 metrów i powstała według danych znalezionych w internecie około 10 tysięcy lat temu w wyniku pęknięcia skał pod wpływem mrozu. Krążą legendy, że gdy skała oderwie się i wpadnie do fiordu zaleje całą okolicę. Póki co jednak jej to nie grozi :) Klif robi piorunujące wrażenie, a obowiązkiem każdego wręcz turysty, który tam się pojawia jest zrobienie zdjęcia na jej brzegu :)











































No i w końcu nadszedł ten moment :) Wejście na klif, dotarcie na jego narożnik i po chwili zastanowienia nogi wiszą 604 metry nad fiordem :) Uczucie wspaniałe, warte całej podróży w to miejsce :) 






































     Po zrobieniu zdjęć w tym miejscu postanowiliśmy z Łucją wejść jeszcze wyżej żeby zobaczyć klif z góry. Tak też zrobiliśmy. Mała wspinaczka na górną skałę i po chwili mogliśmy podziwiać słynny klif wraz z fiordem w tle :)






























      Będąc na górze, podziwiając przepiękne widoki poznaliśmy Polaka, który był tam wraz z córką. Chwilę z nimi porozmawialiśmy i postanowiliśmy wracać na dół do Mariusza i Pauliny. Ogólnie podczas pobytu na Pulpit Rock spotkaliśmy również małżeństwo z lotniska :) Gdy wróciliśmy na dół stwierdziliśmy wspólnie, że pora wracać ponieważ w oddali nad fiordem pojawiły się niepokojące chmury. Po zebraniu plecaków zebraliśmy się w drogę powrotną rzucając ostatni raz spojrzeniem na piękny fiord..



























   Droga powrotna wydawała się łatwiejsza ponieważ nie czekały nas żadne wspinaczki :) po drodze korzystaliśmy z naturalnych strumyków wody w celu uzupełnienia własnych zapasów. Znów otaczały nas zielone lasy, a skalista droga zamieniła się w kamienny szlak. Po blisko 2 godzinnej drodze ujrzeliśmy w dole schronisko z, którego wyruszaliśmy na fiord.






























   Gdy dotarliśmy do schroniska pojawił się dylemat jak się z niego wydostać do promu. Owszem samochody wyjeżdżały ze schroniska, ale każdy był pełen turystów. Stwierdziliśmy w końcu, że jeśli w przeciągu godziny nic nie złapiemy wrócimy dość drogim autobusem. Tak więc ja z Łucją łapałem stopa, a Mariusz z Patrycją czekali odpoczywając. Pierwsze parę samochodów i nic aż nagle ze schroniska wyjeżdżał Polak z córką, których poznaliśmy na klifie :) Oczywiście zatrzymał się i zabrał mnie i Łucję :) Pożegnaliśmy się z Mariuszem i Pauliną i ruszyliśmy do Tau. Po drodze dowiedzieliśmy się, że nasz kierowca jest z córką w Norwegii turystycznie tylko na trochę dłuższy okres niż my. Dojechaliśmy do Tau, wjechaliśmy razem na prom (tym razem dużo mniejszy) i po chwili odpłynęliśmy do Stavanger. Prom był mniejszy i strasznie na nim wiało podczas podróży. Tym razem o dziwo nikt nie chodził i nie sprzedawał biletów więc przepłynęliśmy za darmo. Po dotarciu do Stavanger podziękowaliśmy za pomoc, odwiedziliśmy sklep i pozwiedzaliśmy trochę miasto :)
























































    Miasto zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie do tego stopnia, że nawet nie zauważyliśmy kiedy zrobiła się już bardzo wieczorowa pora :) Postanowiliśmy więc wracać na lotnisko. Początkowo w planach był powrót autostopem, ale to oznaczało około 30 minutowy spacer w kierunku lotniska. Doszliśmy jednak do wniosku, że skorzystamy już z autobusu jadącego na lotnisko. Dopytaliśmy ludzi na, który przystanek należy się kierować. Gdy podjechał autobus i wsiedliśmy powiedziałem do Łucji żeby zapytała kierowcę czy można płacić kartą za bilety, a kierowca gdy to usłyszał odpowiedział po polsku "nie można, ale wsiadajcie, zabiorę was za darmo" :) Ten wyjazd układał nam się po prostu pod każdym względem :)
   Po blisko godzinie dojechaliśmy na lotnisko. Wylot powrotny tym razem do Szczecina mieliśmy w godzinach porannych dnia następnego. Również odbył się on bez większych problemów. Z lotniska w Goleniowie musieliśmy przedostać się w miarę szybko na stację kolejową Szczecin Dąbie gdzie czekała nas przesiadka do pociągu jadącego do Warszawy. Wszystko odbyło się bez problemów i niedługo potem siedzieliśmy w pociągu, którym po blisko 7 godzinach dojechaliśmy do Warszawy.
   Fiordy zrobiły na mnie niesamowite wrażenie, właśnie dla takich widoków i miejsc warto ruszać się czasami z domu, a nie tylko oglądać zdjęcia i jeździć palcem po mapie :) Jak widać na przykładzie naszego wyjazdu niewiele to kosztuje i niesie za sobą naprawdę niezapomnianą przygodę, a w kolejce czekają kolejne norweskie fiordy: Kjerag oraz Trolltunga.. :)

2 komentarze:

  1. Preikestolen to również jedno z moich podróżniczych marzeń :) ciekawi mnie jak Wasz wypad wyszedł kosztowo? Niestety to Norwegia, ale czy taki wyjazd można jeszcze zaliczyć do niskobudżetowych? ;) i jak poradziliście sobie z noclegiem, lotnisko, namiot? :) super relacja! pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :) Kosztowo hmm bilety jak dobrze pamiętam 100 zł w dwie strony, nocleg na lotnisku, za transport w Norwegii zapłaciliśmy raz (prom Stavanger-Tau 44 korony), a reszta autostopem :) Z Warszawy do Katowic Polskibus za 20 zł, z Katowic na lotnisko w Pyrzowicach bus lotniskowy za 24 zł (można dużo taniej komunikacją miejską, ale dłużej i z przesiadką) no i powrót Szczecin-Warszawa pociąg Interregio, ale ceny nie pamiętam. Na miejscu wydaliśmy jakieś grosze na wodę i coś lekkiego do jedzenia :)

    OdpowiedzUsuń