czwartek, 26 grudnia 2013

Paryż, czyli pierwsze autostopowe doświadczenie

    Rok 2011 był rokiem w, którym postanowiłem spróbować swoich sił w podróży autostopem. Nie chciałem jednak rzucać się od razu na głęboką wodę i wyjeżdżać gdzieś na dłużej więc na próbę postanowiłem wybrać miejsce trochę bliższe i zajmujące mniej czasu na dotarcie. Padło więc na Paryż :)
 
    Paryż wybrałem z dwóch powodów. Pierwszy to chęć zobaczenia co by nie mówić tego bardzo obleganego przez turystów i znanego miasta, a drugi powód to mecz. Nie bez powodu wybrałem termin weekendowy ponieważ chciałem dojechać tam na sobotę 30 kwietnia. Wtedy odbywał się mecz Paris Saint-Germain-Valenciennes. Termin został wybrany, postanowiłem jeszcze załatwić sprawę biletu żeby ewentualnie nie rozczarować się na miejscu z powodu np braku biletów. Napisałem więc maila do klubu i jeszcze tego samego dnia dostałem maila zwrotnego z przesłanym cennikiem biletów i prośbą o wybór sektora. Wybrałem bilet za 35 euro i poprosiłem o rezerwację. W odpowiedzi dostałem maila z numerem rezerwacji. Pozostało więc tylko jechać i liczyć na to, że uda się dotrzeć na czas :)
    Same przygotowania do wyjazdu obejmowały zapoznanie się z trasą, doradzenie się doświadczonych autostopowiczów jak najlepiej jechać do Paryża oraz zakup odpowiednich na taki wyjazd rzeczy czyli śpiwora, karimaty, czarnego pisaka, bloku do zapisywania miast i oczywiście jedzenia :) Nie kupowałem jeszcze wtedy tylko plecaka turystycznego tylko korzystałem z małego plecaka wojskowego, który niestety jednak nie był zbyt wygodny. Przed wyjazdem dogadałem się jeszcze na forum autostopowym z parą autostopowiczów, którzy jechali też do Paryża w tym terminie co ja. W przypadku dotarcia na miejsce mieliśmy się spotkać pod wieżą Eiffla :)
     No i nastał dzień wyjazdu. Targały mną przeróżne uczucia od przerażenia przed nieznanym po ogromną radość i w pewnym sensie podniecenie na samą myśl o tym co mnie czeka. Swoją podróż rozpoczynałem na wylotówce na autostradę w Poznaniu. Do Poznania dotarłem pociągiem. Jeszcze nim dotarłem na wylotówkę skorzystałem z okazji bycia w Poznaniu i udałem się na stadion Lecha, ale niestety nie było mi dane go zobaczyć od wewnątrz więc pooglądałem go tylko z zewnątrz.


















     Z okolic stadionu udałem się na wspomnianą wcześniej wylotówkę. Zrobiłem kartkę z napisem "Germany" i czekałem na swój pierwszy w życiu stop w celach podróżniczych. Czekać przyszło mi około 30 minut po, których zatrzymała mi się półciężarówka. Okazało się, że jedzie nią Marcin, młody chłopak z Piły zajmujący się dostarczaniem towaru z miejsca do miejsca. Po krótkiej rozmowie postanowiłem się z nim zabrać. Niezależnie od tego ile miałem z nim przejechać dla mnie najważniejsze było, że w końcu ruszyłem :)
Wytłumaczyłem Marcinowi jaki mam plan, a on przedstawił mi swoją trasę. Ustaliliśmy, że póki co pojadę z nim i w trakcie coś wymyślimy. W tym momencie nie przypuszczałem nawet, że spędzę z Marcinem blisko 90% drogi do Paryża :)
      Najpierw pojechaliśmy w okolice Cottbus gdzie Marcin miał rozładunek, a następnie jechaliśmy w kierunku Chemnitz po odbiór kolejnego towaru. Tak upływały kolejne godziny z przerwami na jedzenie i wizyty w Lidlu. Poznawaliśmy się coraz lepiej, okazało się nawet, że mamy sporo wspólnych tematów. Gdy zbliżała się noc nastał czas postoju. Zatrzymaliśmy się więc na jakiejś stacji gdzie zakupiliśmy po 2 piwka i zjedliśmy kolację. Spałem rzecz jasna na fotelu pasażera w kabinie dzięki uprzejmości Marcina. 
      Kolejny dzień, a był to piątek rozpoczęliśmy bardzo wcześnie gdyż musieliśmy dostarczyć towar w kolejne umówione miejsce. Tym sposobem zjechaliśmy przez większą część dnia praktycznie cały dolny rejon Niemiec. Przepiękne widoki towarzyszyły nam w Bawarii :)
W końcu Marcin otrzymał ostatnie zlecenie tego dnia w okolicach Heilbronn. Tam też się udaliśmy.

























    Gdy po dotarciu na miejsce stanęliśmy Marcin tak naprawdę miał już wolne aż do poniedziałku. Kolejne zlecenie miał do realizacji na początku następnego tygodnia i było to zlecenie w okolicach Montpellier więc zupełnie w innym kierunku niż moja droga do Paryża. No, a poza tym jak już wspomniałem Marcin miał weekend. Postanowiliśmy chwilę odpocząć i pomyśleć potem co dalej.
     No i wtedy Marcin podjął decyzję, której nigdy bym się nie spodziewał, postanowił specjalnie dla mnie zrobić blisko 400 km w kierunku Paryża tylko po to żebym mógł zdążyć na mecz :) Bez zastanowienia ruszyliśmy żeby do późnej nocy pokonać jak największą odległość. Jechaliśmy przez Strasburg gdzie pierwszy raz przekroczyłem francuską granicę.



















     W Strasburgu trochę spowolniły nas korki, ale jak tylko wydostaliśmy się z miasta ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy drogami regionalnymi, które w przeciwieństwie do autostrad nie były płatne, ale były w bardzo dobrym stanie. Czas umilaliśmy sobie ucząc się z płyt francuskich zwrotów :)
     Nasza wspólna podróż zakończyła się kawałek za Metz na stacji benzynowej. Tam bardzo szybko znaleźliśmy kierowcę, który o 2giej nad ranem ruszał prosto do Paryża :) W ten oto sposób Marcin zrobił mi przeogromną przysługę. Przed snem wypiliśmy pożegnalne piwka i poszliśmy spać. Ja zerwałem się przed 2gą i zebrałem się od Marcina żegnając się z nim i dziękując za pomoc. Przesiadłem się do drugiej półciężarówki i ruszyliśmy w kierunku stolicy Francji.
     Do Paryża dotarliśmy około godziny 6 rano. Poprosiłem mojego kierowcę żeby wysadził mnie w idealnym dla mnie miejscu. Pod stadionem narodowym Francji w dzielnicy Saint-Denis. Tak też uczynił, podziękowałem mu za pomoc i ruszyłem pod stadion. Jako, że było bardzo wcześnie postanowiłem jeszcze trochę poleżeć mając przed sobą piękny (jak dla mnie) widok :)









































     W ten oto sposób leżałem i podziwiałem stadion do godziny 9:30 i wciąż nie mogłem uwierzyć, że dotarłem do Paryża autostopem :) to było niesamowite uczucie :)
     Zebrałem się tuż przed godziną 10 ponieważ wtedy otwierane były bramy Stade de France, a moim celem było zwiedzanie stadionu. Ruszyłem więc do kasy żeby zakupić bilet za 15 euro upoważniający mnie do zwiedzania stadionu i muzeum. Dołączyłem szybko do grupy, która już ruszyła i poszliśmy zwiedzać. Grupę oprowadzał sympatyczny młody francuz i wszystko mówił najpierw po francusku, a potem po angielsku. Gdy usiedliśmy na trybunach okazało się, że wraz ze mną w grupie jest 2 polaków będących w Paryżu na krótkich wakacjach. Byli bardzo zaskoczeni gdy dowiedzieli się, że przyjechałem tu autostopem specjalnie na mecz :) Samo zwiedzanie było bardzo fajne i ciekawe z miłymi akcentami jak np ustawienie się w 2 rzędach i wbiegnięcie na murawę z muzyką typową dla rozgrywanych na tym stadionie meczów lecącą w tle :)








































































    Zwiedzanie tradycyjnie kończyło się w sklepie stadionowym. Tam też pożegnałem się poznanymi Polakami i ruszyłem w dalszą drogę. Byłem w dzielnicy Saint-Denis więc dość daleko od centrum. Miałem co prawda mapę Paryża, ale nie wiedzieć czemu nie obejmowała ona wspomnianej wyżej dzielnicy...Zaczepiłem więc w okolicy stadionu kolesia, który rozdawał gazety w celu uzyskania informacji, którędy dokładnie muszę się kierować. Wytłumaczył mi jak dojechać metrem do centrum, ale ja mu od razu powiedziałem, że mnie interesuje droga piesza na co on popukał się w głowę i powiedział, że to bardzo daleko, ale wskazał mi też kierunek, a ja ruszyłem :)
    Po drodze zakupiłem w piekarni bagietkę w celu sprawdzenia czy rzeczywiście są tak dobre :) Potwierdzam są bardzo dobre ;) Po dłuższym spacerze dotarłem w końcu do pierwszego punktu wycieczki- Katedry Notre Dame. Tej slynnej katedry na, której mieszkał dzwonnik Quasimodo z powieści Victora Hugo. Katedra faktycznie jest imponujących rozmiarów. Niestety kolejka do niej była równie imponująca więc nie zwiedzałem jej od wewnątrz.








































    Spod katedry obrałem kierunek na najsłynniejsze muzeum Paryża czyli Luwr. Tam również były przeogromne kolejki, które jak zobaczyłem przypomniały mi scenę z zabawnej komedii "Eurotrip"w, której to bohaterowie również wybierają się do Luwru :) Scena do zobaczenia tutaj :)




















         Z Luwru ruszyłem w kierunku Łuku Tryumfalnego oddalonego o blisko 4 kilometry. Co było dla mnie zaskoczeniem po drodze złapał mnie lekki deszcz, ale na szczęście szybko ustąpił :) Przy samym Łuku wstąpiłem na moment również do salonu samochodowego popatrzeć na samochody, które tam sprzedawali 










































    No i w końcu spod Łuku Tryumfalnego mogłem udać się w kierunku najbardziej znanej francuskiej budowli, czyli Wieży Eiffla. Nie potrafię jednoznacznie odnieść się do tej budowli. Czy jest ładna? Sam nie wiem, fakt faktem, że to symbol Paryża i całej Francji, więc skoro tam byłem postanowiłem nacieszyć nią oczy :)













































































     Pod Wieżą Eiffla na Polach Elizejskich spotkałem się również z parą autostopowiczów z, którą byłem wcześniej umówiony. Niestety nie mieli oni tyle szczęścia co ja i utknęli w Strasburgu co zmusiło ich do podróży pociągiem do Paryża. Porozmawialiśmy posiedzieliśmy trochę i gdy zbliżały się godziny popołudniowe czas było się pożegnać gdyż ja musiałem ruszać na mecz!
     Mecz rozgrywany był o godzinie 21, a na stadion w planach miałem dotrzeć również pieszo. Chciałem tam być odpowiednio wcześniej żeby odebrać zarezerwowany bilet. Idąc po drodze zaczepiłem kobietę w celu uzyskania informacji, którędy najlepiej iść. Kobieta zaczęła mi tłumaczyć, po chwili dołączył do niej jakiś facet, a potem jeszcze kolejny. W końcu sytuacja wyglądała tak, że ja stałem, a te 3 osoby spierały się między sobą, którędy najlepiej iść na stadion :) Postałem tak chwilę przy nich i w końcu ruszyłem zostawiając ich zajętych sobą :)
      Pod stadion dotarłem odpowiednio wcześnie więc miałem nadzieję, że uda mi się jeszcze zobaczyć korty tenisowe na, których rozgrywany jest słynny Roland Garros. Mimo iż korty były obok samego stadionu za nic w świecie nie potrafiłem trafić do wejścia :>  po jakimś czasie odpuściłem i udałem się na stadion. Nie wiedziałem za bardzo gdzie mam odebrać bilet więc początkowo ustawiłem się w kolejce do kas. Tam jednak stwierdziłem, że to raczej nie to miejsce i poszedłem szukać dalej. Po drodze zaczepiało mnie mnóstwo osób proponujących mi zakup biletu, ale wszystkim odmawiałem. Podszedłem w końcu do jednego wejścia na stadion, powiedziałem o co chodzi, ale ochroniarz odesłał mnie do następnego wejścia.      W ten sposób odsyłany byłem od wejścia do wejścia aż zrobiłem w końcu kółko i dopiero wtedy usłyszałem od innego pracownika klubu, że muszę iść do budynku ze sklepem gdzie odbiorę bilet. Tam też się udałem, podałem dokument, nr rezerwacji, zrobiono mi zdjęcie, a ja po zapłaceniu 35 euro dostałem długo oczekiwany bilet do ręki :)


















   Z biletem w ręku udałem się prosto na stadion. Tam jeszcze szybka kontrola gdzie zabrano mi wodę i mogłem wejść na Parc de Princes. Na moje miejsce zostałem odprowadzony przez młodą uroczą hostessę :) Do meczu miałem jeszcze trochę czasu więc mogłem cieszyć się widokiem stadionu. Stadion choć już nie młody bardzo mi się podobał :) W końcu nastała pora meczu. Mimo, że nie były to jeszcze czasy kiedy w barwach PSG zaczynał grać Ibrahimovic, Lavezzi czy Cavani to jednak przewaga drużyny nad gośćmi z Valenciennes nie podlegała dyskusji. PSG po dość dobrym meczu wygrało zasłużenie 3:1, a najładniejszą bramkę w meczu zdobył wówczas Nene, bramkę można zobaczyć tutaj oraz tutaj.
    Na samym meczu miałem jedną zabawną historię. Obok mnie siedział pewien Francuz nic nie rozumiejący po angielsku. Mimo to próbował mnie zagadywać. W końcu zapytał się czy jestem z Paryża, na co mu odpowiedziałem, że nie i, że jestem z Polski. Jednak on dalej upierał się na Paryżu :)  W końcu wyjąłem mapę Europy i pokazałem mu Polskę. Ten pokiwał głową i dalej swoje "Paris" :)




















































































      Po meczu, który skończył się przed godziną 23 postanowiłem na nocleg udać się pod Wieżę Eiffla. Gdy tam dotarłem okazało się, że pora ludziom jest niestraszna i całe Pola Elizejskie były pełne młodzieży popijającej głównie wino ;) Tak czy inaczej postanowiłem tam spać i w tym celu znalazłem miejsce gdzie było spore skupisko krzaków w, których można było się schować. Rozejrzałem się tylko czy nikt nie widzi, że tam wchodzę, a gdy byłem tego pewien wszedłem tam, znalazłem kawałek płaskiej ziemi i rozłożyłem karimatę i śpiwór.















































      Nocleg do najwygodniejszych nie należało bo jak się okazało spałem na kamieniach. Na szczęście był za to spokojny. Rano się zebrałem, popatrzyłem po raz ostatni na Wieżę Eiffla, zrobiłem ostatnie zdjęcia i kupiłem pamiątki i postanowiłem ruszyć w drogę powrotną :)














































    Liczyłem na to, że droga powrotna pójdzie równie dobrze jak podróż do Paryża. Niestety żeby wydostać się z Paryża musiałem wrócić do dzielnicy Saint-Denis na obrzeżach i tam szukać autostrady w kierunku Niemiec. Zadanie nie było łatwe gdyż moja mapa Paryża nie obejmowała w ogóle tej dzielnicy, a dodatkowa mapka, którą miałem wydrukowaną pokazywała tylko miejsce gdzie znajduje się stacja Shell przy autostradzie. Sprawiło to niestety, że idąc w kierunku tej autostrady zgubiłem się i musiałem nadkładać trochę drogi. Jednak w końcu udało mi się znaleźć autostradę co było połową sukcesu. Druga połowa to było znalezienie dziury w ogrodzeniu przez, którą mogłem przedostać się na stację. W końcu i te przejście udało mi się odnaleźć :) Ucieszony szybko zrobiłem odpowiednią kartkę i zacząłem łapać transport.
    Tym razem jednak dane było mi się przekonać na własnej skórze, że złapanie stopa nie zawsze jest takie proste. Dopiero po blisko 2 godzinach podszedł do mnie facet, jak się okazało Belg, który podjechał na stację. Zapytał się dokąd jadę i zaproponował mi transport w kierunku Belgii. Zgodziłem się i po chwili siedziałem wraz z jego rodzinką w wypasionym nowiutkim Mercedesie :) Pokonaliśmy spory kawałek drogi aż pod granicę francusko-belgijską w okolicach Lille. Kierowca wysadził mnie na takim jakby pobocznym parkingu na, którym według niego często stoi sporo ciężarówek. Niestety tym razem były tam może ze 4 sztuki z czego jedna z Polski. Kierowca jednak nie wracał do kraju więc żadnego pożytku z niego nie miałem. Wróciłem się więc pieszo na wcześniejszy parking. Tam było więcej ciężarówek. Zaczepiłem kilku czeskich kierowców, ale nikt nie jechał do Polski. Dopiero po jakimś czasie z zamkniętej ciężarówki wyszedł młody Polak. Po, krótkiej rozmowie okazało się, że z samego rana dnia następnego czyli w poniedziałek rusza w kierunku Polski. Ustaliłem z nim więc, że zostaję z nim i rano jedziemy razem. Użyczył mi na nocleg jednego z dwóch dostępnych w kabinie łóżek. Rano wstaliśmy i ruszyliśmy w drogę. Po drodze musieliśmy odwiedzić jeszcze myjnię dla cystern. Gdy tam dotarliśmy okazało się, że z myjni wyjeżdża znajomy mojego kierowcy więc stwierdziłem, że jak zabiorę się z nim to zyskam trochę czasu. Tak też zrobiłem i ruszyłem z nowym kierowcą w dalszą drogę.
   Jechaliśmy przez Belgię, a następnie wjechaliśmy do Holandii gdzie mieliśmy przerwę na załadunek w miejscowości Hoek. Przerwa była na tyle długa, że w końcu pojawił się tam też mój poprzedni kierowca :)

























    W końcu jednak pojawił się i mój transport dzięki czemu mogliśmy ruszyć dalej :) Przejechaliśmy praktycznie całe Niemcy nim zatrzymaliśmy się na nocleg. Nocleg również na górnym łóżku w kabinie. Rano śniadanie i ruszyliśmy dalej. Nasza wspólna podróż zakończyła się na granicy niemiecko-polskiej ponieważ u nas było święto, a mój kierowca nie miał pozwolenia na jazdę w dni świąteczne. Wysiadłem więc, podziękowałem mu i poszedłem kawałek dalej łapać coś na Poznań. Nie czekałem zbyt długo bo po 5 minutach zatrzymała mi się inna ciężarówka. Jechał nią dość specyficzny chłopak, ale bardzo sympatyczny :) No i co najważniejsze jechał aż do Łodzi więc zabrałem się z nim. Po drodze mieliśmy 45 minutowy postój w Rzepinie gdzie było małe zoo :)



















































    Po przerwie ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety im bliżej byliśmy Warszawy tym gorsza robiła się pogoda. Kierowca wysadził mnie obok stacji benzynowej na trasie przed Łodzią idącej w kierunku Warszawy. Miałem na sobie tylko koszulkę na krótki rękaw i krótkie spodenki, a wiało i padało coraz mocniej. 
W końcu po blisko 20 minutach stania zlitowała się młoda Białorusinka, która zatrzymała się i zabrała mnie ze sobą. Z nią na całe szczęście dojechałem prosto do Warszawy ;)
   Jednak największe zdziwienie ogarnęło mnie gdy dojechałem pociągiem do Legionowa ponieważ tam padał śnieg...a mieliśmy majówkę :)
Sam wyjazd do Paryża oceniam bardzo pozytywnie. Spotkałem się pierwszy raz na tak długiej trasie z autostopem i wyszło bardzo na plus. Zobaczyłem Paryż, obejrzałem mecz więc czego chcieć więcej? Majówka była bardzo udana:)
Co do samego Paryża, byłem tam niecałe 1,5 dnia i przez ten cały czas chodziłem pieszo. Poniższa mapka pokazuje obrazowo i w odległości ile kilometrów pieszo zrobiłem w 1,5 dnia, a kolejna mapa pokazuje trasę pokonaną z Warszawy do Paryża, a potem w odwrotnym kierunku :)






















2 komentarze:

  1. Fajnie, że zacząłeś opisywać swoje podróże :)
    Czekam na kolejne relacje !

    OdpowiedzUsuń
  2. witam.. mam kilka pytan a nie widze nigdzie kontaktu do Ciebie.. odezwij sie na dziubols@gmail.com

    OdpowiedzUsuń