Po udanej wyprawie do Berlina postanowiłem zagłębić się bardziej w tematykę podróżowania i tym sposobem trafiłem na stronę Ryanair :) Był to tani przewoźnik latający na mniejsze lotniska oddalone o kilkadziesiąt kilometrów od większych miejscowości. W momencie gdy trafiłem na tą stronę Ryanair nie latał jeszcze z Warszawy, a lotnisko w Modlinie nawet nie istniało więc zmuszony byłem szukać połączeń z innych polskich miast. No i tym sposobem po zapoznaniu się ze stronką i przejrzeniu możliwych połączeń zakupiłem bilety na swoje pierwsze w życiu loty na trasie Wrocław-Girona w terminie 11-14 stycznia 2009 roku. Plan był prosty - wieczorny lot do Girony, nocleg na lotnisku i następnego dnia wyjazd do Barcelony na 2,5 dnia.
Lot samolotem oznaczał zupełnie inną formę przygotowań przez różnego rodzaju przepisy. Wymiarowy bagaż podręczny, co można, a czego nie można wnieść na pokład, odprawa, kontrola na lotnisku...przyznam szczerze, że wtedy dość mocno mnie to przerażało :)
W końcu nastał dzień wyjazdu. Z Warszawy do Wrocławia przedostałem się pociągiem rzecz jasna mocno opóźnionym :) Jako, że do godziny odlotu miałem jeszcze trochę czasu pokręciłem się po Wrocławiu
Nadeszła jednak pora dotarcia na lotnisko i tam też się udałem. Na lotnisku szybko ustawiłem się w kolejce do kontroli (odprawa zrobiona online) Stojąc w kolejce do kontroli poznałem faceta wracającego do Hiszpanii do pracy. Jako, że dobrze nam się rozmawiało usiedliśmy również w samolocie obok siebie.
Pierwszy lot? Wrażenia jak dla mnie świetne, uczucie wznoszenia się w górę i te widoki przez okno, coś wspaniałego :) Po wylądowaniu w planach obaj mieliśmy nocleg na lotnisku. Wcześniej nigdy tego nie praktykowałem i pierwszy raz musiałem się zmierzyć ze spaniem na niewygodnych lotniskowych krzesłach. Nim jednak poszliśmy spać wybraliśmy się do baru na lotnisku na San Miguela :) Nasze rozmowy trwały do późnych godzin nocnych nim w końcu udało nam się zasnąć na niewygodnych fotelach.
Rano się rozdzieliliśmy ponieważ ja ruszyłem busem do Barcelony, a poznany gość jechał do Walencji.
Pogoda jak na połowę stycznia była świetna, a sama podróż do Barcelony trwała około godziny. Po dotarciu na miejsce pierwsze co zrobiłem to udałem się do informacji turystycznej po broszurki i mapę Barcelony. Mapka zdobyta, broszurki również więc czas było zameldować się w hostelu. Tym razem rezerwacji nie robiłem tylko upatrzyłem sobie kilka hosteli i udałem się najpierw w kierunku pierwszego z nich. Odnalezienie go nie było jednak łatwe, ale w końcu natrafiłem na listonosza, który wskazał mi odpowiednie miejsce. Zameldowałem się, opłaciłem 2 noclegi, zjadłem i ruszyłem na pierwsze zwiedzanie.
Na początek ruszyłem na słynną La Ramblę najbardziej znany deptak w Barcelonie mający swój początek na Placa de Catalonya i idący prosto do portu. Znajduje się tam wiele sklepów, barów, kawiarni oraz oczywiście spaceruje tam wielu turystów :)
Po zapoznaniu się z okolicą portu skierowałem się do metra. Metrem dojechałem na stację Les Corts. Z tej stacji miałem już rzut beretem do głównego punktu zwiedzania tego dnia - Camp Nou :) Po pokonaniu odcinka drogi od metra w końcu mogłem dostrzec miejsce do, którego zmierzałem:
Po dotarciu na miejsce udałem się do kasy w celu zakupienia biletu obejmującego zwiedzanie stadionu i muzeum (17 euro) i ruszyłem zwiedzać. Stadion zrobił na mnie ogromne wrażenie, muzeum również. Kibiców zbyt dużo nie było o tej porze więc na spokojnie można było wszystko oglądać. Poznałem na miejscu też dwóch włoskich kibiców Juventusu Turyn.
Zadowolony ze zwiedzania ruszyłem w dalszą drogę. Po drodze zakupiłem parę rzeczy do jedzenia i udałem się w kierunku Muzeum Sztuki i wzgórza Montjuic gdzie znajdują się olimpijskie obiekty.
Widok z olimpijskiego wzgórza |
Ja na stadionie olimpijskim |
Chwilę po zrobieniu powyższego zdjęcia pod bramą główną (była ona naprzeciwko mnie) zatrzymał się autokar pełen azjatyckich turystów. Niestety nie zdążyłem uciec z pola widzenia i wylądowałem zapewne na zdjęciu każdego turysty z autokaru :)
Na tym mój pierwszy dzień pobytu w Barcelonie się zakończył. Wróciłem do hostelu, zjadłem i poszedłem spać. Drugi dzień zapowiadał się bardziej intensywnie.
Dzień drugi rozpocząłem od śniadania i prysznica. Po ogarnięciu się zostawiłem bagaż w recepcji hostelu i ruszyłem w drogę. W planach nie miałem korzystania z metra (poza dojazdem z hostelu) i chciałem jak najwięcej przespacerować się po mieście żeby lepiej poczuć klimat tego miejsca. Na początek ponownie ruszyłem na La Ramblę i skierowałem się do portu. Zwiedziłem port zarówno normalny jak i ten stworzony na potrzeby Olimpiady w 1992 roku:
Niedaleko portu znajduje się również akwarium, ale nie jestem w stanie go ocenić ponieważ nie zaglądałem do środka.
Prosto z portu udałem się na plażę. Woda jak na tą porę roku była dość przyjemna :)
Z portu olimpijskiego ruszyłem ulicą Carrer de la Marina prosto w kierunku Sagrada Familia. Odległość od portu do Sagrada Familia wynosiła około 3 kilometrów. Był to bardzo przyjemny spacer idący lekko pod górę.
Z będącej w wiecznej budowie Sagrady Familii udałem się dalej w kierunku Szpitala Świętego Pawła zaprojektowanego przez Lluisa Domenecha Montanera. Szpital wygląda bardzo ładnie, a z jego głównej bramy widać w oddali Sagradę Familię.
Prosto ze Szpitala Świętego Pawła ruszyłem w stronę okolicznych wzgórz i parków. Moim celem było znalezienie miejsc z jak najlepszymi widokami na panoramę Barcelony. Spacer rozpocząłem w Parku del Guinardo, a zakończyłem w przepięknym Parku Guella :) Droga usłana była wieloma miejscami z pięknymi widokami na Barcelonę:
Po tych miłych dla oka widokach i dłuższym spacerze dotarłem do Parku Guell. Park Guell wygląda przepięknie (potwierdzi to zapewne każdy kto tam był) i warto spędzić w tym miejscu trochę więcej czasu :)
Z parku wróciłem do miasta i udałem się do swojego hostelu. Tam odpocząłem, zjadłem i wieczorem wybrałem się na zwiedzanie starówki. Starówka wieczorem wyglądała bardzo ładnie i oczywiście była oblegana przez miejscową ludność jak i turystów :)
Po wieczornym zwiedzaniu starówki i jej okolic wróciłem do hostelu żeby wyspać się przed następnym dniem, który był moim ostatnim dniem w Barcelonie :)
Dzień rozpocząłem dość wcześnie gdyż chciałem jeszcze trochę pokręcić się po mieście. Wymeldowałem się więc szybko z hostelu i ruszyłem na ostatnie zwiedzanie. Dotarłem w okolice Placa de Catalunya, a następnie pod łuk tryumfalny.
Mimo ogromnych chęci dłuższego pozostania w Barcelonie zbliżyła się pora powrotu na lotnisko. Z niechęcią wsiadłem do autokaru i dotarłem na lotnisko w Gironie skąd odleciałem do Wrocławia.
Do Wrocławia dotarłem w godzinach wieczorny, a stamtąd po godzinie 23ciej wyruszyłem pociągiem do Warszawy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz