środa, 25 grudnia 2013

BENElux czyli Belgia i Holandia witają


       We wrześniu 2009 roku czyli blisko 9 miesięcy po podróży do Barcelony po raz kolejny postanowiłem skorzystać z uprzejmości Ryanaira i tanim kosztem odwiedzić kolejne europejskie kraje. Tym razem padło na Belgię i Holandię. Dokładniej rzecz biorąc na dwie stolice: Bruksela i Amsterdam.

        Dlaczego akurat taki wybór? Po pierwsze był to jeden z tańszych kierunków z opcją weekendową. Po drugie wtedy bardzo interesował mnie sam Amsterdam, wiele o nim słyszałem i chciałem na własnej skórze przekonać się jak wygląda miasto pełne kanałów, coffeeshopów oraz słynnej dzielnicy czerwonych latarni. No i po trzecie chyba z punktu moich zainteresowań najważniejsze mecz Ajaxu Amsterdam z NAC Breda. Po zakupieniu biletów lotniczych szybko nawiązałem poprzez polskie forum Ajaxu kontakt z kibicem mieszkającym na stałe w Holandii i już po 3 dniach od rozmowy z nim miałem zakupiony bilet na mecz :) Wystarczyło potem spotkać się pod stadionem i go odebrać.
     Niestety z tego wyjazdu zachowało mi się niewiele zdjęć (głównie Bruksela i kilka z Amsterdamu), a reszta została bezpowrotnie utracona w tym wszystkie zdjęcia z meczu Ajaxu nad czym bardzo ubolewam...
No, ale wracając do samego wyjazdu obejmował on termin 9-14 września 2009 roku. Lot standardowo z Wrocławia o godzinie 20:55 na lotnisko Bruksela-Charleroi oddalone około godziny drogi od stolicy Belgii.
Standardowo więc zacząłem od podróży pociągiem z Warszawy do Wrocławia i tam komunikacją miejską na lotnisko. Odprawa zrobiona online, kontrola bezproblemowa więc można ruszać do Belgii :)
       Lot bez większych przygód, lądowanie planowane. Samo lotnisko Charleroi nie jest za duże i niestety wygodne do spania również nie jest. Jako, że dotarłem tam przed 23cią nie miałem w planach ruszania już do Brukseli tylko właśnie nocleg na lotnisku. Kupiłem jednak zawczasu bilet na autobus w dwie strony relacji lotnisko-Bruksela-lotnisko żeby rano zaoszczędzić czas (co następnego dnia okazało się małym problemem) i usadowiłem się na niezbyt wygodnych krzesełkach lotniskowych. Wtedy nie byłem jeszcze na tyle mądry i sprytny żeby zabierać ze sobą śpiwór do spania więc za moje "łóżko" robiły 2 twarde krzesełka z poręczą między nimi. Postanowiłem jednak jakoś na nich spać, ale bardzo szybko okazało się, że nie będzie to takie proste. Na tym samym rzędzie krzesełek tylko kawałek dalej siedział jakiś gorliwy Muzułmanin, któremu najwidoczniej nie pasowało to, że moje nogi leżą na krzesełku i po prostu tak trząsł tymi krzesłami, że w końcu z nich w pewnym sensie spadłem i usłyszałem kilka zdań w niezrozumiałym dla mnie języku skierowanych w moją stronę. Tak więc do rana spałem już na siedząco. 
     Rankiem szybko się ogarnąłem i ruszyłem z zakupionym dzień wcześniej biletem do autokaru i wtedy okazało się, że skoro bilet był kupiony dzień wcześniej to powinienem jechać na nim właśnie tego samego dnia (o czym sprzedawca w kasie mnie nie poinformował, a pytałem go o to), ale po krótkiej rozmowie z miłą panią z obsługi udało się dopisać mój numer biletu do listy i zadowolony pojechałem do Brukseli. 
     Sama Bruksela? Nie wiem czemu, ale na mnie specjalnego wrażenia nie zrobiła. Może wynikało to ze zmęczenia? Sam nie wiem, ale ogólnie zobaczyłem wszystko co miałem w planach. Zwiedzanie zacząłem od Atomium zbudowane z okazji wystawy Expo w 1958 roku bo tam było mi najbliżej od dworca na, którym wysiadłem. Sama budowla dość fajna i orginalna, ale jednak nie korciło mnie żeby wchodzić do środka. 








































      Przy Atomium miałem również ciekawą historyjkę, w pewnym momencie wypatrzyłem młodego faceta, który próbował postawić aparat na zaokrąglonym słupku przy chodniku w celu zrobienia sobie zdjęcia. Podszedłem więc i nawiązałem rozmowę po angielsku i zaproponowałem pomoc. Zrobiłem więc zdjęcia i poprosiłem o to samo. Gdy facet wziął mój aparat do ręki spojrzał się i nagle do mnie mówi "Pan jest z Polski?" no i oczywiście okazało się, że znów wpadłem na Polaka o czym na początku nie wiedzieliśmy :)
     Spod Atomium ruszyłem metrem do dzielnicy Anderlecht. Jest to dzielnica leżąca na obrzeżach miasta, bardzo ładna o niskiej zabudowie. Pojechałem tam jednak nie zwiedzać okolicę, a zobaczyć stadion najlepszego belgijskiego zespołu Anderlechtu Bruksela. Po dotarciu na stadion usłyszałem od pracowników, że nie ma możliwości zwiedzania go. Nie byłem zbyt zadowolony z odpowiedzi i postanowiłem na własną rękę sprawdzić jak to wygląda. Okrążając stadion trafiłem w końcu na jedną bramkę otwartą przez robotników remontujących ogrodzenie. Nie zastanawiając się za długo wszedłem na stadion żeby porobić zdjęcia :)


















































       Po obejrzeniu stadionu odpocząłem trochę w pobliskim parku, a następnie ruszyłem w kierunku centrum Brukseli. Dotarłem do Katedry Świętego Michała i Guduli. Bardzo ładnej i dużej budowli. Poświęciłem jej trochę czasu oglądając ją zarówno z zewnątrz jak i zwiedzają wewnątrz.


































































       Z Katedry ruszyłem w oddalony o blisko 900 metrów Grand Place, zdecydowanie najładniejsze miejsce w Brukseli. Tam też zjadłem obowiązkowo gofra (polecam!) i zobaczyłem słynny Manneken Pis (siusiający chłopczyk) pod, którym były przeogromne tłumy :)
























































      Z Grand Place przeniosłem się do nowoczesnej dzielnicy Brukseli gdzie znajdują się najważniejsze budynki Unii Europejskiej. Mogłem więc z bliska zobaczyć min Parlament Europejski.



































      

        Na tym skończyłem zwiedzanie tego dnia i postanowiłem udać się do Hostelu. Nie miałem zrobionej żadnej rezerwacji tylko zapisane dwa adresy hosteli z wydrukowanymi mapkami. Udałem się do pierwszego jednak tam niestety nie mieli wolnych miejsc i zostałem skierowany do innego. Gdy tam dotarłem okazało się, że wolne łóżka są więc zameldowałem się i szybko poszedłem spać. Pokój dzieliłem z dwoma francuzami niezbyt rozmownymi. 
    Następny dzień był dniem wyprawy do Amsterdamu. W tym celu wstałem dość wcześnie, wymeldowałem się z hostelu i udałem się na dworzec Brussel Midi skąd odjeżdżał pociąg inter city do Amsterdamu. Bilet zakupiłem bez problemów w kasie korzystając z promocji weekendowej. Podróż trwała +/- dwie godziny. 
       Po dotarciu na miejsce przez resztę dnia postanowiłem rozejrzeć się po okolicy. Miałem w sumie 2,5 dnia na zapoznanie się z tym miastem :) Pierwsze wrażenia były dość pozytywne. Sporo turystów i zupełnie inny klimat niż Bruksela. Kręciłem się bez większego celu po uliczkach nad kanałami, których było tam mnóstwo.




































































































































     Niestety na tym moje zdjęcia z Amsterdamu się kończą...nie wiem czemu, ale w Amsterdamie noclegi postanowiłem spędzić w plenerze co nie do końca jak się potem okazało było dobrym pomysłem. Pierwszą noc spędzałem w parku nad małym stawem. Niestety jedyne co ze sobą miałem to kocyk i nic więcej. Noc nie była najcieplejsza, a na dodatek nad ranem była mżawka (na szczęście miałem parasolkę z, której zrobiłem sobie prowizoryczny daszek. 
      Drugi dzień to zwiedzanie kilku ważnych miejsc w Amsterdamie: Pałac Królewski, Magere Brug (most), stare kamienice itp. Nie odmówiłem sobie również piwa w pubie oraz dwukrotnie skorzystałem z dostępnych jeszcze wtedy dla turystów cofeeshopów :) 
       Wieczorem natomiast postanowiłem poznać trochę życie nocne miasta. Puby i bary pełne były klientów, turystów również była cała masa, a w dzielnicy czerwonych latarni każde zwolnienie kroku sprawiało, że szklane drzwi otwierały się i rękę wyciągała ponętna kobieta zapraszająca do siebie na zabawę :) 
      Nocleg tym razem postanowiłem spędzić w okolicy dworca głównego. Miałem nadzieję, że uda się zostać na dworcu, ale niestety zamykany był on na noc. Nim jednak o tym się dowiedziałem siedziałem na schodach na dworcu i najpierw zaczepił mnie łysy koleś w dresie. Początkowo nie wiedziałem czego chce, ale potem okazało się, że chciał mi zaproponować nocleg gdyż twierdził, że spanie na dworcu nie jest zbyt bezpieczne. Podziękowałem mu za propozycję, ale mimo tego trochę czasu porozmawialiśmy głównie o piłce nożnej. Po jakimś czasie zaczepił mnie młody chłopaczek. Poczęstował mnie piwem i również trochę czasu pogadaliśmy. W końcu jednak uciekł on na swój autobus, a ja musiałem opuścić dworzec. Udałem się więc spać do przedsionka metra. Było tam dość ciepło i tak samo jak ja spało tam kilkanaście osób. Ja spałem na schodach, a większość osób spało na dole. Wydawało się, że noc będzie spokojna jednak niestety jeden z osobników śpiących na dole dostarczył niezbyt fajnych wrażeń...opisywać tego tutaj nie będę, chętnym opowiem jak zapytają :)
      Dzień trzeci był najbardziej wyczekiwanym dniem wyjazdu. Tego dnia czekała na mnie wisienka na torcie czyli mecz Ajaxu Amsterdam na słynnej Amsterdamskiej Arenie! Mecz był o godzinie 14:30, z centrum można było spokojnie dojechać na stadion komunikacją miejską. Ja nie wiedzieć czemu postanowiłem ruszyć tam...pieszo. Do przejścia miałem jakieś 10 km. Drogę, którą pokonałem pokazuje poniższa mapka:


















     

    No więc ten mój pomysłowy spacer zajął mi jakieś dwie godziny. Na dodatek miałem ze sobą nieszczęsny niewygodny bagaż w postaci torby sportowej (nigdy więcej) co mi utrudniało taki marsz. Tak czy inaczej przed godziną 13stą dotarłem na stadion. Umówiłem się z chłopakiem, który kupił mi bilet, chwilę porozmawialiśmy i ruszyliśmy na swoje sektory Stadion robi imponujące wrażenie, tak samo jak świetne wrażenie zrobił na mnie sam mecz, który Ajax wygrał 6:0 :) Z samego meczu zachowało mi się jakimś cudem jedno na dodatek niezbyt ładne zdjęcie 

























       Po meczu również pieszo wróciłem do dworca centralnego. Odniosłem wrażenie, że tym razem poszło mi to trochę szybciej. Mimo, że po dotarciu na miejsce nie miałem już tak naprawdę sił na chodzenie postanowiłem jednak zobaczyć jeszcze jeden z amsterdamskich wiatraków, który widoczny był w oddali dworca centralnego. Spacer tam również okazał się niezbyt krótki. Dotarłem do niego porobiłem zdjęcia i wróciłem. Wiedziałem, że dnia następnego wracam już do Brukseli więc postanowiłem raz jeszcze pokręcić się wieczorem po uliczkach miasta :) Nocleg natomiast spędzałem w tym samym miejscu co poprzednio, ale na szczęście już bez dodatkowych atrakcji. 
      Ostatni dzień swojego pobytu rozpocząłem od zakupienia biletu powrotnego do Brukseli. Rozejrzałem się jeszcze chwilę po okolicy i ruszyłem na dworzec na pociąg. Podróż dwugodzinna do stolicy Belgii upłynęła pod znakiem snu. W samej Brukseli już dużo czasu nie miałem i szybko udałem się do autobusu wracającego na lotnisko w Charleroi. Na lotnisku na spokojnie oczekiwałem już na wieczorny lot do Wrocławia :) Potem standardowo nocnym pociągiem do Warszawy z tym, że tym razem...prosto do pracy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz