niedziela, 8 lutego 2015

Madrycka przygoda z przerwą na Barcelonę

   Podróż do Madrytu z jednodniową wizytą w Barcelonie miała dla  mnie dość sentymentalne znaczenie ponieważ po 6 latach wracałem do Barcelony, miasta do, którego odbyłem swój pierwszy lot w życiu i byłem niezmiernie ciekaw jak Barcelona zmieniła się przez ten okres :)


    Nim jednak przejdę do samego wyjazdu...skąd pomysł na Madryt? Żeby odpowiedzieć na to pytanie muszę cofnąć się trochę w czasie aż do Mistrzostw Świata w Brazylii w czerwcu 2014. Wtedy też oglądając mecz Francja-Szwajcaria w większym gronie u znajomego padł pomysł wyjazdu do Madrytu. Zobowiązałem się ogarnąć temat tego wyjazdu :) minął czerwiec, potem lipiec z tygodniowym eurotripem i nastał czas rozważania wyjazdu w okresie październik-listopad. Początkowo byłem nastawiony na podróż do Portugalii aż przypomniało mi się, że Ryanair uruchomił bezpośrednie połączenia z Modlina do Madrytu. Szybkie sprawdzenie cen..i od razu kilka telefonów do znajomych. Kilka dni niepewności, załatwiania urlopów (ja bilety kupiłem jak tylko zobaczyłem ceny) aż w końcu wszystko było jasne:) Lecimy do Madrytu w sile 4 chłopów :D Termin wyjazdu 29.10-2.11, początkowo całe 3 dni spędzić mieliśmy tylko w Madrycie, ale bardzo szybko pojawił się pomysł żeby może jednak wyrwać się gdzieś na 1 dzień. W planach była Walencja, ale niestety koszty biletów sprawiły, że pomysł upadł. Przeglądając koszty połączeń trafiłem na tanie połączenia pociągami Renfe do Barcelony (13 euro w jedną stronę) w sam raz na 1 dzień :)
    W planach oczywiście obowiązkowo zwiedzanie stadionu Realu Madryt. Początkowo innych futbolowych atrakcji poza tym w planach nie było bo jednak Real nie grał w tym terminie meczu, ale zaraz, zaraz przecież w Madrycie gra też Atletico! Szybkie zerknięcie na terminarz i co? 1.11 mecz Atletico-Cordoba ! Szybki telefon do Rafała z informacją o meczu "Siema Rafał, 1.11 jak będziemy w Madrycie Atletico gra z Cordobą, bilety 40 euro, piszesz się?" Odpowiedź rzecz jasna była pozytywna i 30 min później miałem już wydrukowane bilety na mecz w ręku :) Mistrz Hiszpanii i finalista Ligi Mistrzów na żywo na zakończenie wyjazdu :) Tak mniej więcej wyglądały przygotowania do wyjazdu. Jak natomiast wyglądał sam wyjazd? Było bardzo wesoło :)

29.10 Dzień 1:

   Piątek zaczął się tak jak każdy inny dzień tygodnia czyli od pracy. Z tym, że tego dnia miałem już ze sobą spakowany plecak na wyjazd i w związku z tym kończyłem wcześniej pracę. Wylot z Modlina mieliśmy zaplanowany na godzinę 19:50 :) Po pracy wróciłem do Legionowa gdzie spotkałem się z Mariuszem i ruszyliśmy do Rafała. Następnie dołączył do nas drugi Mariusz i będąc w komplecie ruszyliśmy do Modlina. Jechaliśmy samochodem więc trafiliśmy na piątkowe korki. Na szczęście przebiliśmy się przez nie w miarę szybko i na lotnisku w Modlinie zameldowaliśmy się lekko ponad 2 godziny przed odlotem. Szybka kontrola i co tu robić tyle czasu?
   Jako, że lotnisko w Modlinie nie ma zbyt wiele do zaoferowania najpierw postanowiliśmy coś zjeść, a potem umilić sobie czas piwkiem w restauracji. Atmosfera była więc coraz weselsza. W końcu bramka została otwarta i można było wsiadać do samolotu. Sam lot przebiegł bardzo spokojnie, a w samolocie cały czas panowała wesoła atmosfera :) tylko jakoś dziwnym trafem o tym locie pisały potem przez długi czas wszystkie media w Polsce... ;)
   W Madrycie wylądowaliśmy planowo po godzinie 23. Jako, że do hostelu chcieliśmy dostać się jak najszybciej skorzystaliśmy z taksówki (30 euro z lotniska-cena stała) i po około 25 minutach i lekkim błądzeniu naszego taksówkarza dotarliśmy do hostelu. W hostelu szybka rejestracja i można było ruszać do pokoju.Pokój dzieliliśmy z 2 Koreankami i parą z Kolumbii. Trochę się pogadało i można było iść spać :) aczkolwiek było wesoło do tego stopnia, że gospodarz hostelu upominał nas o ciszę chyba 3 razy :)

30.10 Dzień 2:

   Dzień mieliśmy dość bardzo zaplanowany dlatego też nie było czasu na zbyt długi sen. W hostelu zjedliśmy jeszcze śniadanie i spakowani ruszyliśmy w miasto. Cel nr 1 tego dnia to Santiago Bernabeu! :) Z hostelu ruszyliśmy na stadion pieszo, do pokonania mieliśmy około 3,5 kilometra. Pogoda była świetna, wręcz idealna na spacer i eksplorację miasta :) Po około godzinie naszym oczom ukazał się cel naszej podrózy - słynny Estadio Santiago Bernabeu :)






   Chwila zajawki pod stadionem i ruszyliśmy z Rafałem do kas po bilety na Stadion Tour. Bilet kosztuje sporo bo 19 euro, ale powiem krótko - zdecydowanie warto! :)
Tour zaczyna się od najwyższej kondygnacji stadionu skąd można podziwiać widok na wszystkie trybuny. Następnie na przemian przechodzi się z sal muzealnych na trybuny na kolejnych poziomach.






Sale muzealne to wiele trofeów, koszulek, pucharów i nagród indywidualnych. Chyba tak bogatego muzeum piłkarskiego jednego klubu jeszcze nie spotkałem :)







Kilka kroków dalej dociera się do sali z najważniejszymi trofeami- Pucharami Europy :) Prezentacja wygląda bardzo efektownie.




   Z części muzealnej wychodzimy prosto na najniższy poziom trybun. Tutaj już nie wracamy do budynków tylko wręcz okrążamy trybunami boisko. Można porobić dużo fajnych zdjęć oraz zatrzymać się na ławce rezerwowych :)





Droga z trybun wiodła do szatni piłkarzy, sali konferencyjnej i tradycyjnie kończyła się w sklepie klubowym gdzie zachwyceni zwiedzaniem kibice mogli wydać kolejne euro na pamiątki klubowe ;)




   I tym sposobem po blisko 2 godzinach opuściliśmy stadion jednego z najsłynniejszych klubów na świecie :)
Po opuszczeniu stadionu była jeszcze pora na pamiątkowe zdjęcie i można było ruszać dalej zwiedzać Madryt.





Spacerowym tempem dotarliśmy w końcu do Puerta de Alcala po drodze mijając Plac Kolumba. 





    Po kilkunastu minutach dotarliśmy do Placu Puerta del Sol, głównego placu w Madrycie znajdującego się w samym środku miasta. To tutaj znajduje się symbol Madrytu- rzeźba niedźwiadka wspinającego się na drzewo, to tutaj Hiszpanie witają Nowy Rok i to tutaj znajduje się oznaczenie zerowego kilometra, od tego miejsca liczone są wszystkie odległości w Hiszpanii :)



    W okolicach Puerta del Sol zrobiliśmy sobie również kolejną przerwę na miejscową kuchnię :) Tym razem padło na kanapki w Burger Kingu :P Po krótkim odpoczynku pora była ruszyć na dalsze zwiedzanie.
   Kolejne godziny mijały na poznawaniu kolejnych zakątków hiszpańskiej stolicy. Min. Plac Mayor z architekturą z XVI i XVII wieku. Z Placu Mayor skierowaliśmy się do Pałacu Królewskiego. Z zewnątrz Pałac prezentuje się bardzo ładnie. Niestety do środka nie wchodziliśmy z racji dość długich kolejek i małej ilości czasu jaka pozostała nam tego dnia na zwiedzanie. Jednakże w cieniu katedry znajdującej się naprzeciwko pałacu pozwoliliśmy sobie na chwilową przerwę, którą następnie kontynuowaliśmy w parku znajdującym się tuż obok Pałacu Królewskiego :)








Nim udaliśmy się na dworzec główny skąd mieliśmy pociąg do Barcelony zahaczyliśmy jeszcze o Plac Hiszpański 



    Wszystko co było zaplanowane na ten dzień do zobaczenia zostało zobaczone :) Odwiedziliśmy jeszcze jedną restaurację, sklep i udaliśmy się na dworzec Atocha skąd ruszaliśmy nocnym pociągiem do Barcelony.  Bilety w najtańszej taryfie turista kupione za 13,5 euro w jedną stronę. Podróż od 22 do 7 rano. Czy pociąg był wygodny? Nie było najgorzej, ale strasznie denerwowało zapalone całą noc światło w przedziale :)






31.10 Dzień 3:

   Ogólnie podróż do Barcelony minęła spokojnie z przerywanym co jakiś czas snem. W Barcelonie zameldowaliśmy się planowo. Na dzień dobry szybkie ogarnięcie w toalecie, potem plecaki do przechowalni (która potem nas bardzo nurtowała w kwestii płatności za nią, na szczęście niepotrzebnie:D ), śniadanie w znanej sieciowej restauracji i można było ruszać zwiedzać :) Na dzień dobry Camp Nou! 
   Barcelonę również planowaliśmy zwiedzać pieszo, mieliśmy dość dużo czasu więc spacerowym tempem przemierzaliśmy miasto. Co się rzucało w oczy? Dziewczyny, w Madrycie Hiszpanki były jednak zdecydowanie ładniejsze :)
   Po kilkunastu minutach spaceru dotarliśmy do słynnego stadionu. Tutaj ze względu na to, że 3 z nas już było na stadionie nie planowaliśmy odwiedzin.





Z Camp Nou obraliśmy kierunek na Placa de Espanya, czyli po prostu Plac Hiszpański. Tam też skorzystaliśmy z możliwości wejścia na taras widokowy za 1 euro :) 




   Nacieszeni widokami z tarasu ruszyliśmy w kierunku wzgórza Montjuic gdzie znajduje się muzeum narodowe Katalonii. W pobliżu odbywał się również jakiś zjazd psychofanów mangi i wszędzie można było spotkać ludzi w czapeczkach Pikachu (żółty pokemon jakby ktoś nie wiedział) :)






Będąc na wzgórzu Montjuic nie można pominąć znajdującego się obok kompleksu olimpijskiego. Stadion Olimpijski na, którym jeszcze kilka lat temu grał swoje mecze Espanyol Barcelona jest warty zobaczenia.




Teraz małe porównanie..Ja w 2009 i 2014 roku, miejsce to samo :)




Jak widać niewiele się zmieniło poza tym, że ubyło mi trochę włosów :) 

   Wracając do zwiedzania, pokręciliśmy się trochę po kompleksie olimpijskim i postanowiliśmy udać się na plażę na totalne leniuchowanie, w sumie głównie po to ruszaliśmy do Barcelony :) Pogoda była idealna więc czego chcieć więcej? Plaża, piwko i wszystko w d... tzn się w nosie :)





   Plaża, morze, super pogoda, czego chcieć więcej prawda? Nigdy byśmy nie pomyśleli, że właśnie tam będziemy potrzebować świętego spokoju! Niestety tak naprawdę nie było to realne bo co chwilę mieliśmy taką o to rozmowę:

-Massage! Massage! (w tym momencie jesteśmy napastowani przez azjatycką kobietę z propozycją masażu)
- No, thanks!
- Only 5 euro! 
-No!

    I gdy wydawało się, że problem jest z głowy podchodziła następna z tym samym tekstem...i tak dosłownie co chwilę słyszeliśmy "massage!", masakra...a jak nie te natarczywe kobiety to sprzedawcy okularów, drinków i różnego typu badziewia. Byłem już na wielu plażach, ale jeszcze na żadnej nie byłem tak męczony jak na tej w Barcelonie. Tak czy inaczej spędziliśmy tam blisko 3 godziny bo sama pogoda była świetna :) poznaliśmy Polki, Litwinki, a następnie ruszyliśmy wolnym krokiem w kierunku największej atrakcji Barcelony - Sagrada Familia. 






W okolice Sagrada Familia dotarliśmy bodajże na godzinę przed jej zamknięciem więc już nie było sensu wchodzić do środka bo kolejki były nadal. Tak więc porobiliśmy zdjęcia z zewnątrz podziwiając wciąż budowaną katedrę :)





   Zbliżał się wieczór więc nastąpiła pora kolacji również w znanej sieci restauracji :P Wracając na dworzec w Barcelonie odwiedziliśmy jeszcze sklep w celu zaopatrzenia się na podróż powrotną. Wracaliśmy takim samym pociągiem i tym razem spało się o niebo lepiej :)


Dzień 4 1.11:

Pierwsze chwile po dotarciu do Madrytu spędziliśmy na dworcu Atocha podziwiając wystrój hali głównej :)




   W końcu ruszyliśmy leniwym krokiem w kierunku hostelu w, którym zameldować mieliśmy się o godzinie 10. Po drodze był jeszcze przystanek na śniadanie. W końcu dotarliśmy do hostelu, który był położony dość blisko centrum, a nocleg kosztował 14 euro od osoby. Niestety na dzień dobry spotkało nas małe rozczarowanie. Okazało się iż mimo mamy meldunek od 10 to musimy poczekać do 14 ponieważ pokój jeszcze się nie zwolnił. Na tą informację z naszej strony padło dość często jedno niecenzuralne słowo na literę K ponieważ trochę komplikowało nam to plany. Recepcjonistka słysząc naszą reakcję stwierdziła, że słowo na K, które tak często padało musi znaczyć coś negatywnego skoro padło w tym momencie tyle razy :P Nie uświadamialiśmy jej :) Pozwoliła nam za to wziąć prysznice, a następnie zostawić plecaki u niej w recepecji i wrócić na 14. Tak też uczyniliśmy. Gdy weszliśmy do hostelu byliśmy zaskoczeni pięknem z różnych zakątków świata, które było tam spotykane :) Ogarnięci ruszyliśmy zwiedzać dalej miasto. Po drodze był sklep w celu zaopatrzenia się. Postanowiliśmy udać się do największego parku w Madrycie, czyli do parku Retiro. Park jest spory i bardzo ładny. Znajduję się tam również Kryształowy Pałac. Warto udać się tam będąc w Madrycie na odpoczynek od miasta :)











    Czas niestety uciekał bardzo szybko, a o 18.00 na deser czekał na nas mecz Atletico :) Wróciliśmy więc szybko do hostelu przenieść swoje rzeczy do pokoju i ruszyliśmy w kierunku Estadio Vicente Calderon. Z hostelu mieliśmy prostą 40 minutową drogę do celu. Po drodze jeszcze obiad i można było ruszać :)
  Im bliżej byliśmy stadionu tym więcej kibiców spotykaliśmy po drodze. Czuć było już atmosferę piłkarskiego święta w tej części Madrytu. Kontrola na stadion bardzo szybka :) Jak prezentuje się stadion? Mimo iż jest bardzo wiekowy ma swój klimat, jak dla mnie był bardziej klimatyczny niż Santiago Bernabeu :)








   Na meczu było ponad 50 tys ludzi :) Co prawda spora część tego wchodziła na stadion dosłownie na ostatnią chwilę, ale to podobno w Hiszpanii normalne. I całą pierwszą połowę praktycznie cały stadion jadł słonecznik :) Oczywiście doping był i to całkiem fajny. Co do meczu Atletico wygrało 4-2 więc na brak akcji nie narzekaliśmy, do tego mogliśmy na własne oczy zobaczyć Mistrza Hiszpanii i finalistę Ligi Mistrzów :)








   Po meczu na stadionie bardzo szybko gaszona jest część oświetlenia więc nie ma zbytnio możliwości pobycia dłużej na stadionie. Udaliśmy się z Rafałem w drogę powrotną do hostelu, niestety niby droga prosta, a jednak gdzieś poszliśmy źle i trafiliśmy do średnio ciekawej dzielnicy. Kilka szybszych kroków i kręcenia się i wróciliśmy bezpiecznie na właściwą ścieżkę :) Dotarliśmy do hostelu po drodze odwiedzając jeszcze sklep. Ostatni wieczór w Madrycie spędzaliśmy w holu głównym w hostelu robiąc sobie małą imprezę :) Było wesoło, ale na sen też trzeba było znaleźć czas. Pokój hmm, raczej sala w, której spaliśmy miała 19 łóżek :D większość z nich była zajęta więc niestety co chwilę ktoś wchodził i wychodził z pokoju co spowodowało, że znowu między nami poleciało parę słów na K wraz ze śmiechem. Usłyszała to jedna z dziewczyn z pokoju i skomentowała to słowami "Słowo "k...a" musi znaczyć coś zabawnego skoro tyle się przy tym smiejecie" (oczywiście w języku ang) postanowiłem ją uświadomić i powiedziałem jej co te słowo znaczy, jedyną jej reakcją wtedy był burak na twarzy, którą za chwilę schowała pod kołdrą :)

Dzień 4 2.11:

    Nie było nam dane długo pospać. Z łózek zerwaliśmy się już po 4tej (lot mieliśmy chwilę po 8) i szybko wymeldowaliśmy się z hostelu i ruszyliśmy w kierunku dworca Atocha. Początkowo mieliśmy jechać na lotnisko pociągiem, ale po krótkiej rozmowie stwierdziliśmy, że tym razem też pojedziemy taksówką (w sumie było to bez sensu bo pociągiem byłoby taniej i tez spokojnie byśmy zdążyli). Czas na lotnisku mijał już bardzo leniwie aż do samego lotu. Sam lot bez przygód aż do lądowania w Modlinie po godzinie 11. Potem szybko na pociąg i po 3 dniach w ciepłej Hiszpanii wróciliśmy do Legionowa :)

Kosztorys:

Podam tylko najważniejsze wydatki, ponieważ wydatków na jedzenie tym razem nie podliczałem:

Bilety Warszawa-Madryt i Madryt-Warszawa 260 zł (Ryanair)

Bilety Madryt-Barcelona i Barcelona-Madryt 26 euro 

Bilet na Santiago Bernabeu Tour - 19 euro

Bilet na mecz Atletico Madryt- Cordoba 40 euro

Noclegi: 2 noclegi łącznie za 25 euro

Pamiątki: około 10 euro

Razem: około 760 zł+wydatki na jedzenie nie podliczone tutaj.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz