Podróż do greckich Salonik zaczynałem z dworca autobusowego w Stambule autokarem linii Ulusoy. Autobus ruszał z dworca pełny. Z moich obserwacji wynikało, że jechałem tylko ja i na 99% sami Turcy. Początkowo czas podróży umilałem sobie grając w Angry Birds (niestety muzyka i filmy dostępne w autokarze były tylko po turecku) oczekując dotarcia do granicy turecko-greckiej. Po przekroczeniu granicy planowałem spanie do końca podróży ponieważ docelowo w Salonikach mieliśmy być o 7 rano dnia następnego. Pierwszy postój był tuż za kontrolą na granicy tureckiej. Kontrola przebiegła bezproblemowo i paszporty dostaliśmy do rąk bardzo szybko. Chwilę potem był postój i spora część podróżujących zaopatrywała się w alkohol w całodobowym sklepie. Czekała nas więc jeszcze tylko jedna kontrola po stronie greckiej. Dla mnie wydawało się mniej problemowa niż po stronie tureckiej. Niestety gdy już dotarliśmy na stronę grecką i zebrano nasze paszporty chwilę potem poproszono o to żeby autokar zjechał na pobocze i wszyscy go opuścili. Zakładałem, że pewnie, któryś z pasażerów nie przypadł do gustu greckim celnikom. Jakie było moje zdziwienie gdy po opuszczeniu autokaru wyczytano...moje imię i nazwisko. Nie ukrywam, że byłem dość mocno zdezorientowany i zaskoczony. Celnik poprosił mnie i kierowcę do autobusu. Zaczął zadawać masę pytań o cel podróży itp, następnie skontrolował dokładnie mój bagaż wyrzucając z niego wszystko (dosłownie) i rozrzucając to na fotelach, sprawdził moje kieszenie, schowki w autobusie i każdy zakamarek siedzenia...wypytywał jeszcze kierowcę czy nie mam więcej bagaży i jeszcze raz wrócił do mnie ze standardowym zestawem pytań "po co, gdzie, z kim, i z czym" i w końcu gdy zrozumiał, że nic nie znajdzie oddał mi paszport. Następnie szybko skontrolowano również faceta, który siedział obok mnie i tak po około 20 minutach mojej kontroli osobistej wpuszczono pozostałych pasażerów do autobusu (nie obyło się bez dziwnych spojrzeń w moją stronę). Pozostała część podróży przebiegła już bez żadnych przygód i po godzinie 7 rano dotarliśmy do Salonik.
W Salonikach planowo miałem być do godziny 15:30. Następnie ruszałem pociągiem do Skopje. W pierwszej kolejności udałem się na dworzec kolejowy w celu zakupienia biletu na pociąg do Skopje. Krótka rozmowa w kasie, bilet o dziwo wypisywany ręcznie kosztował 13,70 euro. Mając bilet w ręku byłem już spokojniejszy o dalszą podróż. Teraz trzeba było wykorzystać pozostały czas na zwiedzanie Salonik :)
Na początek ruszyłem w kierunku morza gdzie też miałem zamiar trochę czasu odpocząć :)
W Salonikach planowo miałem być do godziny 15:30. Następnie ruszałem pociągiem do Skopje. W pierwszej kolejności udałem się na dworzec kolejowy w celu zakupienia biletu na pociąg do Skopje. Krótka rozmowa w kasie, bilet o dziwo wypisywany ręcznie kosztował 13,70 euro. Mając bilet w ręku byłem już spokojniejszy o dalszą podróż. Teraz trzeba było wykorzystać pozostały czas na zwiedzanie Salonik :)
Na początek ruszyłem w kierunku morza gdzie też miałem zamiar trochę czasu odpocząć :)
Po krótkim odpoczynku pozbierałem się i ruszyłem promenadą w kierunku największej atrakcji Salonik, czyli Białej Wieży. Biała Wieża wybudowana została w latach 1520-1566 i była częścią fortyfikacji okalających miasto. Obecnie znajduje się tam muzeum kultury Bizantyjskiej (na każdym piętrze inna wystawa), a na tarasie znajduje się dobry punkt widokowy na miasto, wejście 3 euro, polecam :)
Pogoda tego dnia była wręcz idealna (temperatura była w okolicach 30-32 stopni) więc widoki z tarasu wieży były pierwszorzędne :)
Na dole pod wieżą spotkałem grupę starszych turystów z Australii, którzy jak się okazało zmierzali do Stambułu z, którego ja właśnie dotarłem do Salonik :) krótka rozmowa i każdy ruszył w swoją stronę. Pokręciłem się jeszcze w okolicy wieży, a następnie postanowiłem udać się w kierunku stadionu PAOK-u Saloniki, co to za wyjazd bez odwiedzenia stadionu piłkarskiego, prawda? :)
Podpytałem więc o drogę i po blisko 5 minutach siedziałem już w autobusie jadącym pod stadion PAOK-u. Podróż trwała około 15 minut. Po dotarciu na miejsce ruszyłem w kierunku stadionu z nadzieją, że uda się wejść na trybuny. Szybko znalazłem otwartą bramę prowadzącą na trybuny. Brama była otwarta ponieważ prowadzona była sprzedaż karnetów na nowy sezon. Obok pomieszczenia gdzie sprzedawane były karnety było wyjście na trybunę główną zastawione tylko prowizorycznymi bramkami. Więc od razu tam ruszyłem no i po chwili zostałem zatrzymany przez ochroniarza, który zdecydowanie odmówił mi wejścia tam nawet dla zrobienia 1 zdjęcia. Krótka rozmowa i nic, gość był nieugięty nawet jak po chwili pojawiła się tam turecka rodzina ze Stambułu w tym samym celu. Ochroniarz nie chciał przepuścić i koniec tematu. Ba, nawet nie chciał komuś zrobić zdjęcia. Po chwili przyszedł po nas inny gość i zaprowadził do budynku klubowego gdzie poprzez sekretarkę negocjowaliśmy wejście na trybuny. Wykonała 2 telefony, ale niestety nie dostaliśmy zgody i musieliśmy zrezygnować. Pożegnałem się z turecką rodziną (kibice Fenerbahce) i ruszyłem tak jak w wielu przypadkach to robię wokół stadionu w poszukiwaniu wejścia na trybuny :) No i oczywiście po chwili udało mi się znaleźć lukę :) Jedna z bram była otwarta gdyż trwał tam remont, wszedłem i poprosiłem pracownika o zrobienie zdjęcia i po chwili z satysfakcją opuściłem stadion :)
Prosto ze stadionu PAOK-u ruszyłem w kierunku centrum skąd ruszyłem w kierunku kolejnego stadionu, tym razem Arisu. Dojazd był trochę dłuższy niż na pierwszy stadion, ale nie trwał więcej niż 20-25 minut. Stadion Arisu z zewnątrz nie wygląda zbyt efektownie, ale za to w przeciwieństwie do stadionu PAOK-u jest dostępny dla wszystkich. Wystarczy wejść do budynku klubowego i nikt nie przeszkadza w zwiedzaniu zarówno budynku jak i lóż biznesowych na trybunach :)
Gdy już zwiedziłem stadionowe zakamarki ponownie obrałem kierunek na centrum. Tym razem chciałem się skupić jeszcze na kilku zabytkach i coś zjeść :) Po dłuższym spacerze znalazłem w końcu dość tani kebab, którym dało się najeść :) Była to dobra przerwa bo mogłem również schronić się trochę przed mocno grzejącym słońcem.
Pomału ponownie zmierzałem w kierunku Białej Wieży i morza na, które chciałem jeszcze trochę popatrzeć :) Żałuję tylko, że nie miałem czasu żeby dotrzeć na jakąkolwiek plażę. To co mnie też bardzo rozbawiło w Salonikach to parkowanie dosłownie zderzak w zderzak :) Byłem świadkiem jak kobieta chcąc wyjechać musiała rozpychać się samochodem co chwilę na zmianę uderzając w samochód przed nią i ten za nią :)
Wolnym krokiem zmierzałem już w kierunku stacji kolejowej gdzie czekała mnie podróż do Macedonii ;) Oczekiwanie na peronie minęło pod kątem odpoczynku od słońca i regeneracji zmęczonych nóg :)
W końcu pojawił się długo wyczekiwany pociąg do Skopje ;) Szybko znalazłem swoje miejsce ( na szczęście przy oknie), a po kilku minutach okazało się, że wraz ze mną do Skopje jedzie 5 studentów z Norwegii, którzy wybrali się w dłużej nie określony czasowo trip po Europie (takim to dobrze!) i podróż upłynęła mi częściowo na spaniu, a częściowo na rozmowach z towarzyszami podróży :)
Jak oceniam same Saloniki? Byłem pierwszy raz w Grecji, samo miasto choć może nie jest pełnymi zabytków Atenami ani tym bardziej piękną grecką wyspą jednak ma w sobie coś fajnego i klimatycznego :) Warto tam się wybrać i pokręcić po ulicach, spróbować miejscowej kuchni :) Niestety byłem tam dosłownie tylko kilka godzin więc więcej napisać nie mogę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz