piątek, 19 stycznia 2018

Autostopem przez Bałkany część 4

Pora na kolejną dawkę autostopowych przygód :)

Dzień 6: Piękny dzień w Dubrowniku

Obudziły mnie kroki przechodzącego obok mnie faceta. Spojrzałem na telefon, było parę minut po 8. Szybko ogarnąłem się, zjadłem śniadanie (zgadnijcie co...) i zebrałem się z bagażem z ogródka.
Na początek najważniejszym celem było wzgórze Srda z, którego rozpościera się fenomenalny widok na Dubrownik. Poszedłem ponownie do strażaków. Tym razem po wodę i wskazówki jak dotrzeć na szczyt pieszo. Wodę dostałem, ale drogi na szczyt nie potrafili mi wskazać. Odesłali mnie do stacji kolejki, która wjeżdżała na górę :) Mnie jednak takie rozwiązanie w ogóle nie interesowało. Podziękowałem więc i ruszyłem w górę w okolice głównej ulicy.  Widoki były coraz ciekawsze


Po dotarciu na główną drogę zrozumiałem, że rozwiązania mogły być dwa:
- ominąłem ścieżkę prowadzącą na górę
- ścieżki nie było i faktycznie trzeba było cholernie zapieprzać spory kawałek gdzie zaczynała się w końcu droga na górę.
Osobiście obstawiam wersję pierwszą, ale dla lepszego samopoczucia (zwłaszcza wtedy) zakładam, że realna była opcja numer  dwa :)
Po dłuższym spacerze udało mi się znaleźć drogę na górę mogłem rozpocząć wejście. Słońce grzało coraz mocniej, a ja z plecakiem wolnym tempem wchodziłem stopień po stopniu do góry. Po pokonaniu ostatniego stopnia znalazłem się przy drodze asfaltowej prowadzącej do górnej stacji kolejki. Jak daleko byłem od docelowego miejsca? Wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie :)

Dotarcie do kolejki zajęło mi spokojnie ponad godzinę od chwili gdy ruszyłem od strażaków. Zmęczony usiadłem na stromym zboczu podziwiając przepiękne widoki :) Na tarasie znajdującym się na stacji kolejki było mnóstwo turystów. Chwilę odpocząłem i poprosiłem siedzącego obok chłopaka o zrobienie zdjęć. Nie krył on zdziwienia, że wszedłem na górę pieszo mając do dyspozycji kolejkę :) Ja też się nad tym zastanawiałem dlatego w drodze powrotnej wybrałem wersję szybszą, ale i dość drogą czyli kolejkę za 50 kun (80 kun kosztował bilet w dwie strony).
Nim jeszcze przejdziemy do dalszych przygód kilka zdjęć z góry :) Widoki niesamowite :)



Na dole zrobiłem sobie krótką przerwę na odpoczynek na pobliskiej plaży przed dalszym zwiedzaniem miasta Plaża była zapełniona spragnionymi opalania i ciepłej wody ludzmi :)

Godzinne obijanie się na plaży minęło błyskawicznie. Zebrałem się do zwiedzania starego miasta. Turystów była masa.Co chwilę musiałem przeciskać się przez jakieś większe grupy osób. Uliczki są tam bardzo wąskie,a okalające je mury robią naprawdę duże wrażenie :)




Po dość długim zwiedzaniu Dubrownika zbliżała się pora opuszczenia tego przepięknego chorwackiego miasta. Szczerze Dubrownik z całym sercem polecam każdemu! Fakt byłem zajarany Splitem, ale z perspektywy czasu to właśnie Dubrownik skradł moje serce bardziej :) i zdecydowanie chętnie tam wrócę!
Moim celem była teraz Czarnogóra. Do granicy miałem około 40 kilometrów. Więc niezbyt duży odcinek. Czekała mnie znowu wspinaczka na górę z, krótkimi odwiedzinami u strażaków po wodę :)
Słońce dość mocno grzało więc starałem się znaleźć miejsce na tyle dobre żeby był cień oraz pobocze do zatrzymania samochodu. No, a skoro miałem takie wymagania to i spacer musiał być dłuższy....:)


Jak widać pokonałem spory odcinek drogi..No, ale znalazłem to czego szukałem :) Ile czekałem na transport? Około 40 minut. Chłopak, który się zatrzymał co prawda podwiózł mnie jakieś 4 kilometry, ale miejsce wydawało się dużo sensowniejsze. Tam czekałem "niespełna" 2 godziny aż zgarnął mnie z drogi inny chłopak z, którym dotarłem do miejscowości Cilipi. Stąd do Czarnogóry był wręcz rzut beretem bo tylko jakieś 15 kilometrów :)
Plan miałem prosty. Do godziny 18 próbuję łapać stopa, a jak się nie uda to ruszam pieszo w stronę granicy. Bardzo szybko zatrzymał się Albańczyk. Chętnie mnie podrzuci, ale za 5 euro. Podziękowałem mu i czekałem dalej. Po drugiej stronie ulicy stopa łapała para chyba z Rosji i jechali do Dubrownika z, którego ja wyjechałem :) W końcu udało mi się zatrzymać samochód. Młoda para jechała do Budvy i postanowili mnie zabrać ze sobą. Nasze plany zmieniały się w trakcie jazdy. Najpierw mieli mnie zabrać do granicy, później ustaliliśmy, że podrzucą mnie do miejscowości Herceg Novi. Jednak po dłuższej rozmowie z chłopakiem zdecydowałem się jechać dalej i ominąć to miasto. Zatrzymaliśmy się tylko na 30 minutową kawę z babcią dziewczyny kawałek za miastem. 
No i po ruszeniu w dalszą drogę pojawiły się problemy. Ja docelowo chciałem jechać do Kotoru. Im było to zupełnie nie po drodze, ale jako, że samochód prowadziła dziewczyna ona zdecydowała, że mnie podrzucą do samego miasta. Jej chłopak był zdecydowanie przeciwny co zresztą było widać i słychać w jego tonie głosu. W pewnym momencie zwrócił się do niej z tekstem, który bardzo dobrze zrozumiałem "Zachciało jej się wozić Polaka do Kotoru". Wypowiedział to z ogromną pretensją w jej kierunku. Mi było bardzo głupio, ale milczałem i udawałem, że nic nie rozumiem. Oni też zaczęli milczeć. Po drodze czekała nas jeszcze przeprawa promowa, która znacznie skraca czas podróży do Kotoru.



W godzinach wieczornych byłem już na miejscu. Pożegnałem się z pokłóconą parą i zacząłem się rozglądać za spokojnym miejscem. Nie zastanawiając się zbyt długo usiadłem na ławeczce nieopodal starówki żeby opisać wydarzenia z dnia, który właśnie mijał. Nawet nie zauważyłem kiedy dosiadł się do mnie pewien mężczyzna z małą córeczką i zaczął wpatrywać się w leżący obok mnie paszport i w mój zeszyt. 
Po chwili już rozmawialiśmy. Okazało się, że pochodzi z Serbii i jest z rodziną na wakacjach. Najbardziej rozbawiło go moje pismo :) Gdy się już pożegnaliśmy ruszyłem żeby pokręcić się po okolicy. Zrobiłem małe rozeznanie, obejrzałem pamiątki dostępne na stoiskach i w sklepikach. No i zacząłem szukać miejsca do spania. Niestety był problem bo Kotor jest małym miastem i ciężko było znaleźć tam spokojne i zaciszne miejsce. I tutaj uśmiechnęło się do mnie szczęście. Kręcąc się po ulicach z plecakiem zostałem zaczepiony przez starszą kobietę, która powiedziała mi, że może mi załatwić nocleg za 10 euro. Bez wahania zgodziłem się :) Jednak po chwili spaceru gdy kobieta dzwoniła w miejsce gdzie miałem mieć ten nocleg okazało się, że wszystkie łóżka są już zajęte....
Kobieta po krótkiej naradzie z siostrą zdecydowała się zaproponować mi nocleg u siebie. Nie miałem nic przeciwko. Zostałem poczęstowany skromną kolacją, naładowałem aparat i telefon no i ekhm pierwszy raz od tygodnia mogłem wziąć normalny prysznic :P Takie są uroki podróżowania autostopem :)
Sen złapał mnie bardzo szybko.

Dzień 7: Czarnogórskie krajobrazy i Polacy na szlaku

Zbyt długo nie pospałem bo budziły mnie latające muchy. Pierwsze co mnie zaniepokoiło rano to pogoda. Było pochmurno. Po godzinie 8 opuściłem mieszkanie kobiety i ruszyłem w kierunku wzgórza na, którym znajdują się ruiny i stamtąd rozpościera się fantastyczny widok na całą Zatokę Kotorską. Szukając wejścia na górę spotkałem po drodze autostopowicza z Francji. Zamieniliśmy kilka słów, wskazał mi drogę oraz dał mapkę. Podziękowałem i poszedłem dalej. Wejście na górę płatne 3 euro. Po uiszczeniu opłaty można iść w górę. Pogoda na szczęście poprawiła się. Po drodze co jakiś czas można było spotkać małego chłopca sprzedającego zimne napoje.  
Tutaj również im wyżej tym ładniejsze widoki :)



W pewnym momencie na większym placu napotkałem kilka rozłożonych namiotów. Zaciekawiło mnie to, ale ruszyłem dalej na górę. Po dotarciu na górę okazało się, że tam rozłożone są kolejne 3 namioty. Po chwili okazało się, że to polscy autostopowicze w sile 8 osób podzieleni na dwie grupy nocowali na wzgórzu :) Bardzo szybko zapoznałem część ekipy. Podczas gdy oni zbierali swoje namioty ja skupiłem się na podziwianiu widoków :)




Kotor jest naprawdę fantastycznie położony :) Zresztą cała Czarnogóra jest przepiękna. Plaże, góry. Czego chcieć tu więcej :) Po kilkunastominutowych zachwytach pięknem okolicznej natury ruszyłem z chłopakami na dół do reszty grupy. Tam się z nimi zapoznałem. Okazało się, że wszyscy byliśmy członkami autostopowego forum i nawet kojarzyliśmy swoje nicki :) Ze wspólnych rozmów okazało się, że cala grupa ma podobną drogę do mojej tylko w odwrotnym kierunku. Ja jechałem dalej zwiedzać Czarnogórę, a oni kierowali się do Dubrownika.  Spędziliśmy kilka godzin na rozmowach i ogólnym nic nie robieniu w cieniu drzew :) 
Około godziny 16 pożegnaliśmy się. Zrobiłem jeszcze małe zakupy w sklepie i kierowałem się już do wylotówki z Kotoru. Jednak po drodze zostałem zaczepiony przez kobietę, która miała problem z wniesieniem wózka po schodach do domu. Bez wahania jej pomogłem, a w nagrodę zostałem zaproszony na herbatę :) 
Miło się rozmawiało, ale czas mnie gonił. Jako miejsce do łapania stopa wybrałem pobocze przed wjazdem do długiego tunelu. 



Minęło może niespełna 20 minut i już miałem transport. Zabrała mnie para z Czech, która jechała do Budvy czyli tam dokąd zmierzałem :) Dotarliśmy tam bardzo szybko. Co mogę powiedzieć. Miasto ogólnie mnie rozczarowało. Spędziłem trochę czasu na plaży, pokręciłem się po okolicy i postanowiłem ruszać dalej. 




Niestety łapanie stopa w tym miejscu ewidentnie mi nie szło. Ruch co prawda był spory i wolny, ale nikt się nie chciał zatrzymać. Przez jakiś czas próbował się pode mnie podczepić nawet jakiś typek, ale to też nic nie dawało.  W końcu odpuściłem i usiadłem żeby odpocząć i przeczekać trochę. W międzyczasie koleś złapał stopa i sobie pojechał. Wróciłem więc do łapania, ale nic nie szło dalej...
Podjąłem w końcu decyzję o pieszej wędrówce. Chciałem dotrzeć przed nocą do miejscowości Święty Stefan. Nie wiedziałem jaka jest dokładnie odległość, ale pytając lokalnych słyszałem raz, że 5 kilometrów, a raz ze 10 kilometrów. Rozbieżność niemała, ale liczyłem, że bliższa pierwszej wersji :) Ostatecznie oczywiście okazało się, że do celu miałem 10 kilometrów :) Dotarłem już dość późno na miejsce. Jedyne co mi pozostało to sen. Jako miejsce do snu wybrałem plażę nieopodal słynnego miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz